piątek, 9 sierpnia 2019

Wycieczki z wnusią

             Wnusia ma dopiero, a może już, cztery latka. Skończyła je ostatniego lipca. Od połowy lipca ma przerwę w przedszkolu, więc czas spędzamy razem. W tym tygodniu dołączyła do nas jej mama, a raczej jest z nią na co dzień, a ja dołączam na czas wycieczek. Nasza pierwsza była do ogrodu Kasi Bellingham. W ubiegłą sobotę pojechałyśmy  do SeaPark w Sarbsku niedaleko Łeby. Jest to  pierwszy w Polsce park związany tematycznie z fauną i florą mórz i oceanów. Mnóstwo atrakcji oraz pokazy z fokami i uchatkami na żywo. Pokazy odbywają się co dwie godziny, za każdym razem w  innym basenie. Jest też  piracka strefa zabaw, a także repliki stworzeń morskich i morskich latarni oraz wrak statku. Jest woliera z ptactwem wodnym, wszelkiego rodzaju kaczki, żurawie, gęsi. Dla najmłodszych  place zabaw, bajkowy pociąg i wszyscy mogą skorzystać z gastronomii. Wszystko  otoczone lasem, wśród wysokich traw miskantów i innych. Za to wszystko, oprócz jedzenia oczywiście płaci się całodniowy bilet normalny 59 zł, ulgowy dla emerytów, rencistów, młodzież i dzieci od lat czterech 49,- zł maluchy do czterech lat wchodzą za symboliczną złotówkę. Aha, przed wejściem duży parking bez opłat. W drodze powrotnej wnusia zasnęła. Kiedy się obudziła powiedziałam, że w domu wszystko opowie tacie, a Ona na to : babciu, ale ja już wszystko zapomniałam, ale Ty masz zdjęcia to pokażesz i mi się przypomni. No więc przypominam. :-)























             Nie byłoby normalnie, gdyby w takim miejscu nie było pamiątek z nim związanych. Tam też są i jest sklep z rękodziełem związanym z morzem, np. piękne obrazy z muszli.




               To było w sobotę. W niedzielę zabrałyśmy jeszcze dziadka i wybraliśmy się do mojej mamy, co jednocześnie oznacza do babci i prababci. Po drodze pojechaliśmy do Owidza. Jest to wieś na Kociewiu w powiecie starogardzkim, niedaleko od autostrady A1, zjazd w Swarożynie. W 2012 roku została tam otwarta dla publiczności rekonstrukcja grodu wczesnośredniowiecznego. Grodzisko Owidz zajmuje  powierzchnię 45 tys. m kw., jest z dwiema wieżami (obronną i mieszkalną), pełniącymi funkcję punktów widokowych. Zbudowano także budynek wystawienniczy, w którym można oglądać efekty wykopalisk. Historyczne grodzisko znajduje się w zakolu rzeki Wierzycy, opływającej je od strony północnej i wschodniej. Należy do największych tego typu obiektów na Kociewiu. Powstało na początku XI wieku w efekcie umacniania się Polan na tym terenie za panowania Bolesława Chrobrego. W 1282 roku Owidz przeszedł w ręce Krzyżaków i został włączony do komturii gniewskiej. W swojej współczesnej postaci gród  otacza obecna infrastruktura m.in. parking, amfiteatr na 400 osób, plac zabaw oraz karczma. Na  terenie funkcjonuje także pierwsze i jedyne w Europie Muzeum Mitologii Słowiańskiej. W Karczmie Słowiańskiej - Na Podgrodziu można smacznie zjeść.














              Jeden dzień odpoczynku i kolejny wyjazd był do Torunia. To historyczne miasto założone w X wieku może zaspokoić potrzeby turysty w każdym wieku. My wybraliśmy atrakcje pod kątem dziecka, a bawiliśmy się równie dobrze.  Na początek wybraliśmy Centrum Nowoczesności Młyn Wiedzy.  Siedzibą tego centrum jest zabytkowy budynek dawnego Młyna Richtera, jednego z najcenniejszych toruńskich zabytków architektury przemysłowej.  Budynki zbudowane na przełomie XIX i XX, teraz całkowicie odrestaurowane, służą nauce i zabawie. 
            Już od wejścia wita nas  Wahadło Foucaulta, umożliwiające obserwację zjawiska obrotu Ziemi wokół własnej osi. Sercem toruńskiego eksponatu jest 35-kilogramowa, chromowana kula wypełniona piaskiem, zawieszona na 33-metrowej linie, biegnącej od dachu po parter placówki przez wszystkie kondygnacje. Dzięki temu wahadło jest widoczne z każdego piętra. W Centrum można oglądać cztery stałe wystawy:
  1. „O Obrotach”: poświęconą idei koła i ruchu obrotowego, także w odniesieniu do dzieła Mikołaja Kopernika „O obrotach sfer niebieskich”.
  2. „Rzeka”: nawiązująca do przepływającej przez Toruń Wisły, obejmująca model rzeki od źródeł po ujście. Zwiedzający mają do dyspozycji również wystawy czasowe, warsztaty i pokazy naukowe.
  3. "IDEE": najbardziej interdyscyplinarna wystawa Centrum Nowoczesności Młyn Wiedz, łączy nauki humanistyczne, nauki ścisłe oraz elementy sztuki.
  4. "...To takie proste!": wystawa obejmuje 26 eksponatów wchodzących w skład czterech różnych stref: „Główka pracuje”, „Mechaniczny plac zabaw”, „TechnoŚwiat” oraz „Pomyśl, zrozum, zrób”. Jednym z najważniejszych czynników na tej wystawie jest kreatywność i innowacyjność zwiedzającego, który dzięki odpowiednio dobranym strefom tematycznym oraz eksponatom, sprawiają, że może odkryć w sobie żyłkę naukowca, konstruktora i wynalazcy.
Dzieci mogą dotykać, eksperymentować, bawić się. Nawet czterolatka znalazła interesujące ją zajęcia. Dla dzieci starszych jest to nauka poprzez zabawę.
         Z Centrum pojechaliśmy na Stare Miasto. 






           Krótki spacer, zdjęcie przy osiołku, zmoczenie rąk w fontannie z żabkami i chcieliśmy zjeść coś słodkiego i wypić kawę. Wstąpiliśmy więc do ogródka u Sowy / znany cukiernik , mający sieć cukierni w różnych miastach /. Zamówiliśmy trzy desery po dwadzieścia parę złotych kawy też nie tanie, ale wnusia chciała koniecznie loda z maszyny z naprzeciwka. Niestety nie pozwolono nam kupić tam jednego małego loda i wejść z nim do kawiarni ogródka. U Sowy, czyli tam gdzie byliśmy nie było nawet lodów w rożku, takich, które by zaspokoiły pragnienie małego dziecka, A jak wytłumaczyć małemu dziecku, że tam obowiązują takie wewnętrzne przepisy, że pomimo niemałego zamówienia z malutkim lodzikiem z zewnątrz nie można. Kelnerka była nieustępliwa. Odwołaliśmy więc zamówienie i poszliśmy do bardziej przyjaznego ogródka. Dziecko dostało swojego upragnionego loda z maszyny, a my to co zaoferowała kawiarnia. Wilk syty i owca cała, a kawiarnia aż tak dużo nie straciła, bo tylko małego lodzika. Sowa stracił więcej, bo całe nasze zamówienie.
             Na starym mieście poszliśmy do Muzeum Zabawek, które  znajduje się  przy ul. św. Ducha 12. Zbiory muzeum składają się z historycznych zabawek, takich jak lalki, gry planszowe, klocki, kolejki i książki z bajkami. Niektóre mają ponad sto lat. Wśród tych eksponatów znajdują się między innymi jedna z pierwszych lalek Barbie, pochodząca z 1959 roku, kukiełki teatralne z Jawy, oraz przedwojenne klocki kamienne. Szkoda, że w tym miejscu nie można było nic dotykać. Część zbiorów jest w gablotach i nie ma z tym problemu, ale lale były w zasięgu małych rączek, a Pani pilnowała, aby nawet paluszek nie dotykał. Może to i zrozumiałe, bo tak stare eksponaty, dotykane, rozpadłyby się wkrótce.
              Na koniec zostawiliśmy sobie Żywe Muzeum  Piernika. Bilety wykupione dnia poprzedniego przez internet były na godzinę siedemnastą. Wnusia była już zmęczona. Nie spała w dzień, ale była bardzo podekscytowana. Toruńskie Żywe Muzeum Piernika to pierwsza tego typu interaktywna placówka w Europie. Istnieje od 2006 roku i mieści się w samym centrum miasta przy ulicy Rabiańskiej 9,  w zabytkowym spichlerzu z 1863 roku. 






          Przekroczenie bram muzeum gwarantuje dwie podróże w czasie. Pierwsze piętro w magiczny sposób przenosi gości do średniowiecza, w którym pod okiem Mistrza Piernikarskiego i uczonej Wiedzmy Korzennej poznaje się  wszelkie rytuały związane z wypiekiem piernika. Własnoręcznie przygotuje się  ciasto, by później, przy użyciu drewnianych form, wypiec z niego toruńskie specjały i jeszcze ciepłe zapakowane w torebkę zabrać na pamiątkę do domu.


    Drugie piętro Muzeum przedstawia manufakturę z początku XX wieku, którą zarządza rodzeństwo Rabiańskich. Goście zobaczą tam  oryginalne niemieckie maszyny służące do wypieku piernika, zabytkowy piec, kolekcję woskowych form, a każdy chętny może ozdobić piernik lukrem, biorąc udział w warsztatach dekorowania. 





     Tradycję wypieku toruńskiego piernika, historię miasta, średniowieczną kulturę i język poznać można tam w niezwykłej atmosferze i z humorem. Do roboty zagonią wszystkich bez wyjątku, czy to małych, czy dużych. Wizyta w tym Muzeum  sprawi wiele  radości  zwiedzającym w każdym wieku, nawet najbardziej dojrzałym. Wnusia musiała mieć dostawiony stołek, aby mogła wyrabiać swojego pierniczka razem z wszystkimi. A jaka była radość gdy dostała go upieczonego. Takie muzeum "pierniczenia" to super pomysł. Nic dziwnego, że sypią się nagrody, nie mówiąc o bardzo licznych pochwałach.


            Z Muzeum jeszcze tylko do sklepu po pierniczki i do domu. Niestety, na rynku pokazy miał toruński sztukmistrz. Wokół niego gromadka dzieci siedzących na ziemi i wesoła zabawa. Wnusia też chciała skorzystała, a jakże. Do domu dotarliśmy późnym wieczorem, a jeszcze trzeba było wszystko opowiedzieć tacie. To były fajne, chociaż nieco inne niż zwykle wycieczki.