piątek, 22 czerwca 2018

Świętokrzyskie naj - część druga

         Minął półmetek naszej wyprawy. Temperatury oscylowały w okolicy trzydziestu stopni Celsjusza. My w nogach mieliśmy codziennie po dziesięć kilometrów, albo i więcej. Krokomierz wykazywał czasem nawet ponad trzynaście tysięcy kroków. Nasz zapał jednak nie malał.  W piątym dniu wyruszyliśmy z Buska Zdrój do Szydłowa. Kilometrów zaledwie trzydzieści, a my już o ósmej dwadzieścia sześć byliśmy przed bramą miasta Szydłów


     Osada wymieniona została po raz pierwszy w akcie uposażenia kolegiaty sandomierskiej w 1191 roku. W połowie XIV wieku król Kazimierz Wielki wzniósł tam warowny zamek oraz kościół pw. Świętego Władysława. Miasto otoczono murem  obronnym  z trzema bramami, Krakowską, Opatowską i Wodną. Był ważnym ośrodkiem rzemieślniczym. W 1528 w Szydłowie wybudowano wodociągi oraz miejskie łaźnie. Potem był jeden pożar, a w  1630 roku drugi wywołany przez oddział zbuntowanych wojsk najemnych. Kolejno potop szwedzki i najazd Rakoczego. Szydłów już nie zdołał się podźwignąć. Zabytki Szydłowa to:
           Średniowieczny zespół miejski i  zachowane na długości 700 metrów XIV wieczne mury obronne z blankami i strzelnicami. Z trzech prowadzących do miasta bram zachowała się Brama Krakowska z XIV wieku, której górne kondygnacje zostały przebudowane w XVI wieku  w stylu renesansowym.







       Po drugiej stronie ulicy gotycki kościół pw. Wszystkich Świętych z przełomu XIV i XV  wieku.  W kościele znajdują się  odkryte w 1946 roku pozostałości gotyckiej polichromii z drugiej połowy XIV wieku. 








       Drugi kościół to wzniesiony około 1355 roku na miejscu starszego drewnianego, Kościół  św. Władysława.  Kościół  w 1630 roku  spłonął. Po odbudowie pierwotny kształt przywrócono jedynie  prezbiterium. Obok kościoła znajduje się dzwonnica z XVIII wieku przebudowana z baszty obronnej. W budowli zachowały się otwory strzelnicze. 









         Nieopodal świątyni znajdowała się także gotycka wikarówka.  Została ona zniszczona w czasie walk w 1944 roku. Jej ruiny znajdują się przy murze obronnym na południe do kościoła.


        Był koniec maja. Wszędzie, nie tylko w Szydłowie, pachniało jaśminami.


       W obrębie fortyfikacji dawnego miasta znajduje się zamek królewski, a właściwie jego pozostałości. Duży dziedziniec i pałac królewski świadczą o tym, że był obszerną siedzibą królewską, chociaż był użytkowany tylko czasowo. Do dzisiaj zachowały się tylko ruiny królewskiego pałacu z 1400 roku, Skarbczyk z XV i XVI wieku oraz barokowy budynek bramny  z pozostałościami murów. 








      Na dawnym Przedmieściu Opatowskim pozostały ruiny po XVI wiecznym kościele i szpitalu Św. Ducha. Kościół  został zbudowany w 2 połowie XIV wieku. W 1368 roku król Kazimierz III Wielki ufundował klasztor ojców Franciszkanów.  W XVI wieku klasztor zamieniono na przytułek dla ubogich, czyli tzw. szpital.


       Byliśmy jeszcze przy późnorenesansowej synagodze z XVI wieku. Z informacji uzyskanych w internecie wynikało, że wewnątrz znajduje się zachowany aron ha-kodesz i  mieści się w niej muzeum z eksponatami związanymi z kulturą żydowską, przedmioty i księgi religijne. Niestety była zamknięta, bo właśnie przystąpiono do remontu. Więc może za rok.




       To jedna z uliczek, którą się przeszliśmy.  


       Szydłów to niewielka wieś. A jednak warto tam pojechać.

                                    

             Z Szydłowa trasa nasza wiodła do Kurozwęk.  Kurozwęki to dawne, prywatne miasto szlacheckie,  obecnie  jest wsią.  Pierwsze wzmianki  pochodzą z XIII wieku. W  drugiej  połowie XIV wieku  wybudowano tam drewniano-murowany zamek, siedzibę rodu Kurozwęckich. Początkowo miał on charakter obronny, był jednym z pierwszych murowanych zamków rycerskich w Polsce.  Jako pierwsze, powitały nas zabudowania zespołu klasztoru, dawniej Kanoników Regularnych z XV wieku, przebudowane w XVII i XVIII wieku. W skład zespołu wchodzą klasztor ,obecnie Caritas  oraz kościół, który powstał około 1470 roku w stylu gotyckim. W 1570 r. miejscowość weszła w posiadanie rodziny Lanckorońskich i została przekształcona w zbór ariański. 


          Główną atrakcją miejscowości  jest  jednak zespół pałacowy, w tym: zamek  wzniesiony w drugiej połowie XIV wieku, a w XVII wieku przebudowany na pałac. 






















       W  skład zespołu wchodzi też  pawilon wschodni z 1770 roku, jest to oficyna, która prawdopodobnie pełniła kiedyś rolę herbaciarni lub pawilonu myśliwskiego.





         Pawilon zachodni również z 1770 roku, będący dawniej oranżerią. Obecnie w tej części skupia się kurozwęcka gastronomia.


        Brama wjazdowa z tego samego roku co pawilony oraz budynek administracji z pierwszej połowy XIX wieku.



     Park założony w XVIII wieku, a przebudowany w wieku XIX przedstawia się dzisiaj kiepsko, ale to początek. W latach 90 tych XX wieku spadkobierca ostatnich właścicieli odkupił rodzinny majątek z rąk państwa i stara się go reaktywować. Hotel, restauracja i 
jedyna w Polsce hodowla bizonów amerykańskich. Ta po pegerowska wieś mogłaby wiele zyskać. Niestety  wygląda na brak organizacji, a to jak brak gospodarza. Działać mogłoby to wszystko lepiej. W południe o godzinie dwunastej w pseudo restauracji dostępne były tylko lody i kawa....bo, była grupa dzieci. 



          Ponoć w karcie dań są dania z bizona. Nam jej nie udostępnili, bo jeszcze nie była na to pora, więc chcąc nie chcąc musieliśmy jechać dalej. Do Kurozwęk już nie wrócimy, a kolejnym miejscem jest miło wspominany Baranów Sandomierski. Była prawie trzynasta godzina, gdy zameldowaliśmy się w hotelu zamkowym. Zgodnie z rezerwacją dostaliśmy klucze do komnat pałacowych. My do pokoju malachitowego. Znajomi zamieszkali w szmaragdowym.




             Jest jeszcze pokój bursztynowy, rubinowy, szmaragdowy, lazurowy i komnaty Marszałkowska i Hetmańska oraz Apartament Prezydencki i Królewski. Jak się potem okazało to tylko my spaliśmy w zamku. Obok był też trzygwiazdkowy hotel. Na początek odwiedziliśmy zamkową Restaurację Magnacką. Szlachecka zupa grzybowa, jaglane gołąbki, dorsz i naleśnik z owocami, ładnie podane, smaczne, miła obsługa. Zupełne przeciwieństwo tego co w Kurozwękach.


        Późnorenesansowy zamek, zwany też Małym Wawelem zbudowano w latach 1591-1606 na fundamentach istniejącej wcześniej w tym miejscu twierdzy. Zamek jest budowlą trzykondygnacyjną o planie prostokąta. W narożach posiada cztery baszty. Pośrodku ściany frontowej  prostokątną wieżę. Wewnętrzny dziedziniec otaczają dwukondygnacyjne krużganki. 















            Dzięki temu że spaliśmy w zamku, niektóre pomieszczenia np. krużganki były dla nas dostępne przez cały czas. 
















         Oczywiście zwiedzanie pomieszczeń muzealnych było z przewodnikiem. Oprócz arkadowego dziedzińca, dzięki któremu zamek nazywa się Małym Wawelem, z przewodnikiem zwiedza się secesyjną kaplicę. Kaplica powstała na początku XX wieku, za czasów ostatniego właściciela zamku. Wykonywali ją najlepsi rzemieślnicy. Obraz malował sam Jacek Malczewski, witraże były dziełem Józefa Mehoffera, współpracownika Stanisława Wyspiańskiego. Kaplica przetrwała wojenną nawałę. Tajemnicą zamku, a może teraz już nie tajemnicą jest odpowiedź na pytanie co się stało, że została tylko jedna szybka witrażu? Warto przeczytać  książeczkę Wojciecha Malickiego " Tajemnice Małego Wawelu" . Zawiera informacje z którymi nigdzie się nie spotkałam. Po renowacji kaplicy urządzono w niej kino. W 2008 roku została zrekonstruowana. Autentyczny jest drewniany strop z polichromiami i przenośny obraz Matki Boskiej z aniołami / feretron /. Resztę odtworzono na podstawie zdjęć i wspomnień.






           Przewodnik oprowadza też po historycznych wnętrzach zamku.











      W 1682 roku właścicielami zamku zostają Lubomirscy / po Leszczyńskich i Wiśniowieckich /. Następuje jego przebudowa. Miedzy innymi zostaje dobudowana pomiędzy basztami przy zachodnim skrzydle galeria zwana Tylmanowską / od nazwiska architekta / 



         Zamek otacza rozległy ogród. Cechą charakterystyczną tego założenia jest niezwykła harmonia w niczym niezakłócająca ekspozycji jednej z piękniejszych budowli epoki renesansu. Miło było spacerować  jego ścieżkami, a także podziwiać go z okien górnych kondygnacji zamku.










          Spacerując po parku, dojrzeliśmy tuż za polem golfowym graniczącym z parkiem, budynek oranżerii. Piłeczki fruwały, tabliczka informowała o braku przejścia przez pole, więc nie podchodziliśmy bliżej.

       Poszliśmy za to do miasteczka. W centrum zielony skwerek i ratusz.



           Nieco dalej, w bocznej uliczce  późnorenesansowy kościół pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela wybudowany w latach 1604-1607. Pierwotnie był zborem kalwińskim.  W XIX wieku został rozbudowany. Było przed godziną osiemnastą, ale kościół był już zamknięty. Otwarte były drzwi do zakrystii, ale nikogo nie było, więc zrezygnowaliśmy z wchodzenia.



      Wokół kościoła też sporo zieleni. Pozwoliłam też sobie zaglądać do ogródków przydomowych.



              Po powrocie znowu była Magnacka z piwem, sałatkami, borowikami z cebulką. Jak miło było za pierwszym razem, to wróciliśmy. Nieśpieszno nam było nigdzie. Noc też mieliśmy na zamku.







          Zbudziłam się tuż po północy. Zza gzymsów zaczęło wyłaniać się światło księżyca. Czekałam przy oknie, aby zrobić mu zdjęcie, kiedy ciężkie drzwi zamkowe zaskrzypiały. Ale białej damy nie było. Nie było też żadnego dawnego rycerza. To portier przyszedł sprawdzić co się dzieje nocą w zamkowych murach. Nie wiedział, że jest podglądany.





        Kolejnego dnia był czwartek i Boże Ciało.  Rano jak zwykle po śniadaniu wyruszyliśmy. Pierwszy był Tarnobrzeg.  Miasto założone w 1593 roku przez Tarnowskich, było ośrodkiem handlu i rzemiosła. Znane też jako ośrodek kultu maryjnego. Zniszczony w czasie najazdu szwedzkiego podupadł i  ponownie się rozwinął dopiero po II wojnie światowej. Wtedy  stał się centrum Tarnobrzeskiego Zagłębia Siarkowego oraz wykształconego na nim Tarnobrzeskiego Okręgu Przemysłowego. Obecnie kopalnia została zasypana. W miejscu dawnego zagłębia utworzono Jezioro Tarnobrzeskie. Przejeżdżaliśmy przy nim.


          W centrum Plac Bartosza Głowackiego, czysto i kolorowo.






         W bezpośrednim sąsiedztwie placu zabytkowy barokowy kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Sanktuarium Matki Bożej Dzikowskiej. Do kościoła przylegają budynki klasztorne Dominikanów. Współczesny kościół, zbudowany został w 1706 roku na miejscu dawnego drewnianego zespołu kościelno-klasztornego z 1677 roku. Głównym zadaniem poprzedniego budynku było chronienie cudownego obrazu Matki Bożej.









              Z kościoła poszliśmy do pałacu Tarnowskich zwanego też  Zamkiem Dzikowskich. Jest to XV wieczny  zespół zamkowy  magnackiej rodziny TarnowskichBudowę zamku  zapoczątkowano w  XV wieku jako wieżowy dwór obronny. W wieku XVII i XVIII został adoptowany przez Tarnowskich i przebudowany. Ponownie przebudowano go w roku 1830 na rezydencję. Od 2011 roku zamek jest główną siedzibą Muzeum Historycznego Miasta Tarnobrzega.











         Obok budynki zespołu dawnej kuchni, należące do zespołu parkowo- pałacowego. Niestety już bardzo zaniedbane.

             Dużo można by jeszcze oglądać w tym mieście. My uznaliśmy, że najważniejsze zobaczyliśmy więc pojechaliśmy dalej. Kolejne były Góry Pieprzowe. Są to wzgórza oddalone o cztery kilometry od Sandomierza,  leżące nieopodal Wisły. Są najstarszymi górami w Polsce. Stanowią utworzony w 1979 roku rezerwat przyrody. Zbudowane z brunatnoszarych łupków, które pod wpływem czynników atmosferycznych kruszą się i wyglądem przypominają pieprz. Ich wysokość bezwzględna wynosi  niespełna 200 m n.p.m., natomiast różnica wysokości między płaskim i podmokłym korytem Wisły a krawędzią pasma wynosi 40-60 metrów. Wysoki próg Gór Pieprzowych porozcinany jest głębokimi i wąskimi jarami prowadzącymi do doliny Wisły oraz uchodzącymi do nich parowami wymywanymi w pokrywie lessowej.  Góry znane są też ze stanowisk dzikich róż, głogów i wisienek stepowych. Słyną z dwunastu gatunków dziko rosnących róż. To największe skupisko dziko rosnącej róży w Europie i w Polsce. Róże kwitną na przełomie maja i czerwca. Niestety tegoroczna gorąca pogoda spowodowała, że były już po kwitnieniu. Podjechaliśmy do Kamienia Łukawskiego. Dobrze oznakowana trasa zaprowadziła nas do gospodarstwa agroturystycznego, gdzie jest płatny parking. 



          Chyba dlatego, że było Boże Ciało, a gospodarze byli w kościele, parking był otwarty, ale w domu nikt nie odpowiadał, ale auto zostawiliśmy. Stąd dosłownie przysłowiowe trzy kroki i Góry Pieprzowe były przed nami. Z wzniesienia roztacza się widok na Sandomierz, na dolinę Wisły,  na Nizinę Sandomierską, na starorzecze Wisły (jezioro meandrowe).







         Chociaż nie było mokro, ścieżka była niebezpiecznie śliska. Widać, że kiedyś były słupki i linki, ale słupki spróchniały a linki sparciałe poprzerywane. Nie było żadnego punktu zaczepienia, chyba że rosnące obok ścieżki róże. W dole jeziorko. Przerażało mnie to bardziej niż szczyt Giewontu, bo tamten wcale nie przerażał. Zrezygnowaliśmy z chodzenia,  zwłaszcza że na róże już nie można było liczyć.



       Mamy  jednak pogląd jakie są te góry. Nie wyobrażam sobie być tam po deszczu. Zagłębiliśmy się natomiast kawałek w dolince . Tutaj nie było chociaż czuć upału.





              Do Sandomierza jechaliśmy przez Dwikozy.



              Zatrzymaliśmy się w eleganckim hotelu z ogrodem, Dwór Dwikozy.











            Nam chodziło nie o hotel, ale o restaurację. Coś zimnego, coś gorącego, coś smacznego. Nie była to dla nas jeszcze pora obiadowa, ale kawa, napoje i 
               tarta mascarpone z borówkami


           lody smażone na malinach


            owocowy puchar lodowy


             sałatka z rukoli i roszponki z rumianymi warzywami strączkowymi w orientalnym sosie pomidorowym  

to było to, czego na ten moment nam było trzeba. Ładnie podane, smaczne, w klimatyzowanym pomieszczeniu. Odetchnęliśmy, by wkrótce ruszyć do Sandomierza , gdzie w zespole dworskim Sarmata czekały na nas pokoje. Hotel Sarmata powstał na obrysach budynków zespołu dworskiego Strużyńskich z 1861 roku. Odbudowany przez spadkobierców, w latach 2002 - 2009, z dala od sandomierskiego zgiełkoferuje klimat minionych czasów.











            Było raptem kilkanaście minut po południu. Czasu na ten dzień zostało wyjątkowo dużo, a byliśmy już w hotelu. Zatem kąpiel, trochę leżakowania i wyruszyliśmy na miasto. W Sandomierzu byliśmy przed rokiem. Nie nastawialiśmy się więc na zwiedzanie, a raczej na pobycie, delektowanie się atmosferą panującą na rynku. Ale zwiedzanie też było  .
              Tuż za Bramą Opatowską kompleks budynków poklasztornych i poszpitalnych z przylegającym do nich Kościołem Świętego Ducha.



      Dawna synagoga przy ulicy Żydowskiej. Zbudowana w 1768 roku na miejscu wcześniejszej, rówieśniczki synagogi na krakowskim Kazimierzu.
         Zbudowana z cegły w stylu barokowym, w XIX wieku dostawiono do niej dom gminy żydowskiej (kahał). Została zdewastowana w czasie II wojny światowej przez niemieckich okupantów. Po remoncie w latach 70. przeznaczona została na Archiwum Państwowe.



              Dalej przy Uchu Igielnym  nazywanym też Furtą Dominikańską, będącą  ostatnią istniejącą furtą w muchach obronnych Sandomierza. Nazwa ze względu na kształt furty przypominające ucho igły, zwężone na dole i rozszerzające się ku górze.




           Przy Urzędzie Miejskim przy ulicy Zamkowej 



        i na Placu Księcia Poniatowskiego



         Dotarliśmy do bazyliki katedralnej Narodzenia NMP. Jest to gotycki kościół  wzniesiony około 1360 roku i rozbudowany w połowie wieku XV. Barokowa  fasada świątyni pochodzi z 1670 roku. W latach 1708 -1776  nastąpiła zmiana wnętrz na barokowe. Pierwsza świątynia powstała w tym miejscu około 1120 roku jako romańska budowla i nie przetrwała najazdu mongolskiego z XIII wieku. Została całkowicie zniszczona.
        W kościele było akurat nabożeństwo majowe, a potem msza więc nie bardzo można było zwiedzać, zwłaszcza że bez przewodnika. Najwięcej chyba informacji znalazłam po powrocie na stronie  https://paskonikstronik.blogspot.com/2016/10/sandomierz-katedra.html












            Obok dzwonnica i budynek Kurii Diecezjalnej, a dalej Pałac Biskupi.



            Zgodnie z założeniem wróciliśmy do Rynku smakować atmosfery miasta. 




      Sandomierz przygotowywał się na mające zacząć się następnego dnia Dni wina i sera, czy coś w tym rodzaju.



         Zatrzymaliśmy się na tarasie restauracji Kasztelanka. Restauracja mieści się w kamienicy, która była domem polskiego kompozytora okresu renesansu, Mikołaja Gomółki. Był szpic po sandomiersku, czyli  rolada schabowa grillowana z serem i pieczarkami z sosem cygańskim i czosnkowym, grillowany kurczak na sałatce, gołąbek i naleśniki ze szpinakiem z mozzarellą. Niestety trzeba było długo czekać, jak gdyby o nas zapomnieli. Siedzieliśmy w oparach dymu, chociaż był to ponoć dzień bez tytoniu. Chociaż miało być fajnie i miło, wcale tak bardzo aż nie było. Postanowiliśmy wrócić.


       W Sarmacie, na terenie zespołu dworskiego, 


wśród zieleni, niedaleko zabytkowej latarni, pod rozłożystymi parasolami czekał ogródek letni z dobrym winem. To było miłe zakończenie dnia, a nawet miesiąca, bo był ostatni maj. Następnego, już pierwszego czerwca pożegnaliśmy Sandomierz widokiem na kościół świętego Ducha z klasztorem ojców Dominikanów


i ruszyliśmy do Koprzywnicy. 
       W okolicach Koprzywnicy w czasach przedchrześcijańskich istniał bardzo silny ośrodek kultu ognia. Osada istniała już w początkach XII wieku. W 1185 roku sprowadzono tam  cystersów. Było to najbardziej na wschód wysunięte opactwo cysterskie w Europie. Według kroniki Janka z Czarnkowa, na krótko przed swą śmiercią nocował w klasztorze cystersów Kazimierz Wielki, a w 1606 roku miał tu miejsce rokosz szlachty przeciwko Zygmuntowi III Wazie. Po kasacji zakonu cystersów w 1820 roku, Koprzywnica podupadła. Obecnie kościół pocysterski pod wezwaniem św. Floriana  pełni funkcję parafii. Z zabudowań klasztornych zachowało się jedynie wschodnie skrzydło. 












           Dworek opacki z 1620 roku, przebudowany w XVIII wieku.



          Niestety kościół jest otwarty tylko w trakcie odbywanych nabożeństw. Możliwe jest poproszenie o pomoc w sąsiadującej plebanii. Nie pomyślałam o tym.
      Przy rynku kościół Matki Bożej Różańcowej powstały w latach 1693 -1694 w miejscu średniowiecznego kościoła Wszystkich Świętych.




         Do rejestru zabytków wpisano też układ urbanistyczny miejscowości.





     Dalej drogą wśród zielonych pól i sadów. 





            dotarliśmy do Klimontowa. Wieś powstała w połowie XIII wieku. Obok niej, w 1604 roku na mocy królewskiego przywileju Jan Zbigniew Ossoliński  założył miasto. Na wniosek mieszkańców w 1870 roku Klimontów utracił prawa miejskie.
           Z zabytków wymienić należy barokową kolegiatę pw. św. Józefa, ufundowaną przez  Jerzego Ossolińskiego, wybudowaną w latach 1643–1650.  Przed kościołem kapliczka św. Józefa z II połowy XVIII wieku,  brama na cmentarz z końca XVIII wieku i plebania z połowy XVIII wieku, przebudowana w 1890 roku.






     














         Jest też zespół klasztorny dominikanów z 1620 roku przebudowywany w XVIII i XIX – XX wieku z kościołem pw. NMP i św. Jacka, wybudowanym w latach 1617–1620, wraz z murowanym ogrodzeniem i bramą z XVII – XVIII wieku. Kościół Najświętszej Maryi Panny i św. Jacka  został ufundowany przez  Jana Zbigniewa Ossolińskiego. Po 1795 roku budynki klasztorne przemieniono na wojskowy lazaret. W 1901 zmarł ostatni rezydujący w Klimontowie dominikanin. Po I wojnie światowej wykorzystywano budynki w celach edukacyjnych. Do 2005 roku miesiło się tam Liceum Ogólnokształcące. Obecnie budynek jest niewykorzystywany.
          Kościół tylko z zewnątrz.









          Brama i budynek klasztoru.





         Wróciliśmy do miejsca przed Ośrodkiem Kultury, bo tam stał samochód. Niedaleko był Urząd Miasta.



       Przy wjeździe na podwórko ktoś sprzedawał truskawki. Wiadomo sezon trwał. Umyliśmy je zaraz przy pompie na podwórzu, zjedliśmy i dalej. Czekał Ujazd. Pierwsze zapisy o wsi pochodzą z lat  1174- 1176. W kolejnych wiekach zmieniał właścicieli, by w XVII wieku być w rękach Ossolińskich.  W latach 1631-1644 Krzysztof Ossoliński wybudował w Ujeździe wielki pałac w stylu włoskim, który nazwano Krzyżtoporem. Pałac usytuowano  na szczycie wzgórza otoczonego z trzech stron głębokimi jarami, miał cztery baszty reprezentujące pory roku, 12 wielkich sal reprezentujących miesiące, 52 pokoje jak liczba tygodni w roku i 365 okien. Nad jedną z komnat miał się ponoć znajdować szklany dach nad którym umieszczono zbiornik wodny ze złotymi rybkami. W 1655 roku Szwedzi zdobyli i zniszczyli zamek. Zniszczyli  też miejscowy kościół.  Zamek do reszty zniszczeniu uległ w 1770 roku, kiedy na zamku zamknęli się i bronili konfederaci barscy. Można go zwiedzać kilkoma oznakowanymi trasami. Trasa zielona to bastiony, granatowa i niebieska to oficyna i pałac, trasa błękitna to źródła i ogrody, żółta to piwnice i czerwona to piwnice dla odważnych.  Czerwoną trasę należy doświetlić latarką.
































            Na zwiedzanie Krzyżtoporu można poświęcić sporo czasu. My zgodnie z założeniem, obeszliśmy go cały z wyjątkiem trasy czerwonej i ruszyliśmy dalej. Mieliśmy jeszcze jeden punkt programu. Byliśmy też głodni. Przy zamku były tylko lody z budki. Po drodze chcieliśmy coś zjeść. Niestety nie udało się. Podrzędnymi drogami jechaliśmy do Kałkowa.




          Mijaliśmy zbiornik retencyjny Wióry na rzece  Świślinie. Zapora o wysokości 21 metrów znajduje się kilka kilometrów powyżej miejscowości Doły Biskupie.  W trakcie budowy zbiornika zostało zlikwidowanych 101 gospodarstw, 3 młyny wodne oraz 2 szkoły.  Wycięto także 8,7 hektarów sadów i 40 hektarów lasów. 



       Do Kałkowa dojechaliśmy nieco po południu. Na początek chcieliśmy coś zjeść. Niestety nie było z tym łatwo. Jedna knajpa-bar co oferował golonkę, zamknięty. Ponoć przed rokiem zbankrutował. W jadłodajni o ładnej nazwie - herbaciarnia, tylko biedne resztki. A swoją drogą dlaczego dla pielgrzymów tylko taka nieciekawa  jadłodajnia. Nie najedliśmy się, bo była ostatnia zimna pomidorowa i tylko dwa schabowe. Czwarta osoba musiała szukać dalej. Jednak głód najlepszym kucharzem, więc nie wybrzydzaliśmy.
           W XIV wieku wieś była własnością biskupów krakowskich. W latach osiemdziesiątych XX wieku,  z inicjatywy księdza Czesława Wali  powstało sanktuarium pod wezwaniem Matki Bolesnej. To prawdziwy miszmasz. Jak na sanktuarium przystało jest dwupoziomowy kościół Matki Bożej Bolesnej, kaplice, stacje drogi krzyżowej, polowy ołtarz, grota mająca być kopią tej z Lourd. Pielgrzymi muszą gdzieś jeść, spać i to znajdą na miejscu. Dziwne Muzeum Przeszłości. Dziwne bo w szopie zgromadzono kilka staroci. Jest mini ZOO. Rozumiem, że to chyba dla pielgrzymujących z dziećmi. 














           W kościele prezentowana jest kopia obrazu znajdującego się na Jasnej Górze, namalowanego przez Antoniego Tańskiego " Polonia " . Obraz ma  12  metrów szerokości  i   jest 3,5  metra wysoki.  Przedstawione są na nim   około 200  postaci zasłużonych Polaków od zarania dziejów do lat trzydziestych XX wieku. Są to  przedstawiciele  polskiej  kultury,  nauki, wojska, polityki. Osoby te żyły i działały  w  różnych  epokach.  Na  obrazie  są    między innymi   Piast  Kołodziej, Mieszko I,  królowie  polscy  począwszy  od   Bolesława  Chrobrego  przez  Kazimierza  Wielkiego,  Jana  III Sobieskiego  do Stanisława Augusta  Poniatowskiego.  Jest  też  Tadeusz  Kościuszko,  Józef Sowiński, grupa  belwederczyków,  Ignacy Krasicki, Antoni  Malczewski,  Adam  Mickiewicz,  Juliusz  Słowacki,  Aleksander  Fredro,  Zofia Kossak-Szczucka,    Stanisław  Wyspiański,   Maria  Skłodowska   Curie,   Samuel   Bogumił  Linde,   Józef Wybicki.
         Według  autora   ci   przedstawiciele  narodu  swoimi  czynami  i dziełami zasłużyli na miano wielkich Polaków. 


          Pielgrzymujący do tego miejsca z pewnością znajdują to, czego szukają. Zwiedzający mogą ocenić to miejsce różnie. Jest tam jednak coś, co robi wrażenie. Jest to Golgota przedstawiająca martyrologię narodu polskiego. Wpleciona jest w stacje drogi krzyżowej.
We wnętrzu Golgoty przedstawione są tragiczne zdarzenia z historii Polski. Budowla ma 33 metry wysokości i pięć kondygnacji. Poszczególne pomieszczenia, powiedziałabym kaplice poświęcone są różnym zdarzeniom historii najnowszej i tej starszej. Ze szczytu roztacza się widok na okolicę. Wychodzi się stamtąd w milczeniu.























            Wciąż było gorąco. Marzyliśmy o prysznicu. Na szczęście z Kałkowa do Starachowic, gdzie był nasz ostatni nocleg, było tylko czternaście kilometrów.  Hotel Europa, cztery gwiazdki, ale potraktowano nas jak nigdzie dotąd. Przy rezerwacji był zadatek. Musiał być. Przy meldunku opłata z góry. Pani mówiła o kaucji za płaszcze kąpielowe do SPA. Nie skorzystaliśmy. Poszliśmy do restauracji śródziemnomorskiej. Niby byliśmy na obiedzie, ale przewijało się pytanie, czy jedliśmy dzisiaj obiad? Tutaj był krem z porów z gruszką, wątróbki z królika, polędwiczki, stek z kalafiora i sałatka z wołowiną. Smaczne, ładnie podane. Tylko zdenerwowany był kelner. Jak gdyby był pierwszy dzień w pracy, a może tylko nie mógł się skupić. Miasta nie zwiedzaliśmy. Zresztą chyba nie bardzo jest co. Kojarzy mi się tylko z przemysłem, produkcją "Starów" itp. W miejscu obecnych Starachowic istniała kuźnica, dzierżawiona w XVI wieku przez Starzechowskich. stąd prawdopodobnie nazwa miejscowości. Obok kuźni istniało miasto Wierzbnik, dziś stanowiący najstarszą, zabytkową część Starachowic. Do 1817 roku osada stanowiła własność zakonu cystersów z Wąchocka, , którzy w 1789 roku zbudowali tu wielki piec. W 1815 roku hutę przejął rząd Królestwa Polskiego. Nasz hotel nie znajdował się w centrum i nie zachęcał do wyjścia na miasto.Woleliśmy zrobić ostatnie podsumowanie.
           W zachodniej części miasta znajduje się zbudowany w 1920 roku, sztuczny zbiornik wodny. Ma powierzchnię 52,3 ha, samo lustro wody zajmuje około 42 ha. Podzielony jest groblą na dwie części, rekreacyjną i ujęciową. W roku 1996 zakończono eksploatację zbiornika jako rezerwuaru wód przemysłowych i ograniczona została jego funkcja retencyjnaZe względu na bogatą szatę roślinną oraz liczne gatunki ptactwa wodnego w 2005 roku ustanowiono na części zbiornika o powierzchni 12,6 hektara użytek ekologiczny  podlegający ochronie prawnej. 


    Minęliśmy go rano, kiedy wyruszyliśmy do Wąchocka. Pierwsza wzmianka o Wąchocku pochodzi z 1179 roku, kiedy to biskup krakowski Gedko ufundował klasztor cystersów.  W XIII wieku klasztor został samodzielnym opactwem, a dzięki darowiznom władców, rycerstwa i szlachty stał się w późniejszych wiekach jednym z bogatszych klasztorów na ziemiach polskich. Cystersi z Wąchocka przyczynili się do rozwoju przemysłu nad Kamienną, zakładając kopalnie i zakłady metalowe. Miejscowość pomimo istnienia zamożnego i wpływowego klasztoru nigdy nie osiągnęła szczególnego znaczenia administracyjnego i gospodarczego, do czego starali się nie dopuścić biskupi krakowscy i benedyktyni z opactwa na Świętym Krzyżu. Miasteczko i klasztor wielokrotnie były niszczone przez pożary i najazdy Tatarów, w czasie potopu szwedzkiego, wojska  Rakoczego. Klasztor został skasowany w 1819 roku, a budynki i pozostałe dobra przeszły na własność państwa. Zakonnicy wrócili do klasztoru w 1951, który w 1964 podniesiony został ponownie do rangi opactwa. Zwiedzić można w Wąchocku zespół kościelno - klasztorny cystersów z XII wieku, w tym XIII wieczny zachowany w niezmienionym kształcie układu cysterskiego romański kościół klasztorny pw. Najświętszej Marii Panny i św. Floriana.  


       Kościół zbudowano z naprzemiennie ułożonych kamieni czerwonego piaskowca wąchockiego i jasnego kunowskiego. Był wielokrotnie przebudowywany. Pozostałością po epoce gotyku są podniesione szczyty oraz ślady gotyckiej dobudówki po północnej stronie budowli. W XVI wieku do północnej  nawy dobudowano kaplicę boczną, a w wieku XIX kruchtę  do fasady zachodniej. Wąchocki  kościół o cechach architektury włoskiej jest najstarszą sygnowaną budowlą w Polsce. Plan trzynawowego kościoła jest typowo romański,  wnętrze barokowe z XVII . 









           Budynki klasztorne przebudowane zostały w XVII wieku, zachowały się jednak niektóre wnętrza XIII wieczne np. kapitularz, uważany za najpiękniejsze wnętrze romańskie w Polsce. Klasztor posiadał ogrzewane pomieszczenia. Jako pierwszy klasztor cysterski ogrzewany był ciepłem z pieca do wytopu ceramiki, żelaza lub kuchennego.






                 Refektarz XIII wieczny


                     Kapitularz










             Inne pomieszczenia

















         W pomieszczeniach klasztoru mieści się Muzeum Ojców Cystersów.






          Zabytkowe są też niektóre domy z tzw. przejezdnymi sieniami z 2 połowy XIX wieku.


        Zespół fabryczny, a właściwie jego pozostałości z początku XIX wieku.  W jego skład wchodzą dom zarządu, tzw. pałac Schenberga, pięć budynków fabrycznych i urządzenia hydrotechniczne z tamą i przepustami na rzece kamiennej. Wszystko to niszczeje. 








          Obok przejazdu kolejowego, dawna, drewniana willa  z XIX wieku, należąca przed wojną do żydowskiego kupca i fabrykanta Joela Halperta.



          Miasteczko wywarło pozytywne wrażenie, dużo w nim zieleni, piękny skwer.



       Po odnalezieniu zguby, czwartego członka naszej załogi ruszyliśmy do Szydłowca. Wieś i miasto należało do Szydłowieckich do 1548 roku. Założone najprawdopodobniej w XII wieku. W obrębie wyspy, leżącej w rozlewiskach rzeki Korzeniówki, wybudowano niewielki gród. Zapleczem gospodarczym grodu była wieś leżąca w bliskim sąsiedztwie wyspy, nazywana wówczas Sydłowiec, obecnie Stara Wieś. Istnienie grodu i osady wiąże się z działalnością rodu Odrowążów. Prawdopodobnie w pierwszej połowie XIV wieku, 0,5 km na wschód od Starej Wsi, powstała niewielka osada targowa. Drogą rodzinnych podziałów miasto przypadło bocznej linii Odrowążów z Chlewisk. W 1401 roku wybudowali kościół  św. Zygmunta i nadali dotychczasowej osadzie prawa miejskie. Zostały one potwierdzone dokumentem z 1427 roku.  W latach 1470–1480 z inicjatywy Stanisława Szydłowieckiego zostaje wybudowany murowany, gotycki zamek, wzniesiony w miejscu istniejącego już grodu. Na przełomie XV i XVI wieku, Szydłowieccy fundują nowy, murowany z piaskowca, późnogotycki kościół farny.  W latach 1515–1526 dokonano  rozbudowy zamku na renesansową rezydencję. Założono także park wokół zamku oraz utworzono zwierzyniec i ogród włoski. W 1548 roku, przez małżeństwo, Szydłowiec przechodzi w ręce Radziwiłów. Następuje dalsza przebudowa i rozbudowa zamku. Od pierwszej połowy XVII wieku  w mieście istniała kolonia włoska. W 1610 roku burmistrzem był Włoch, A. Fodyga. Włosi byli najczęściej rzemieślnikami budowlanymi. W XVII wieku lawinowo napływali do miasta żydowscy rzemieślnicy i kupcy.  W 1711 roku  wybudowano synagogę. W 1862  roku miasto liczyło 4022 mieszkańców, w tym 73,6 % to byli  Żydzi. Przed wybuchem II wojny światowej miasto liczyło około 11 000 mieszkańców, w tym 7200 Żydów. Wojnę przeżyło zaledwie 3000 mieszkańców.
       Z  zabytków wymienić należy zamek wybudowany w przez Stanisława Szydłowieckiego w latach 1470–1480 na miejscu dawnego grodu, otoczony fosą w środku Parku Radziwiłłowskiego. W 1802 roku zamek oraz dobra szydłowieckie zakupiła księżna Anna Sapieżyna Zamoyska, która odsprzedała go w 1828 roku skarbowi Królestwa Polskiego.  Nieużytkowany od połowy XIX wieku popadał w ruinę, dopiero w latach 60. XX wieku miał miejsce pełny remont budowli. Zamek oddano miejscowym instytucjom publicznym. 





















             Budynek obecnie jest siedzibą Szydłowieckiego Centrum Kultury oraz jedynego w swoim rodzaju w Europie Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych.
















            W południowej pierzei rynku w 1401 roku wzniesiono  kościół farny. Początkowo był drewniany. Późnogotycka bryła i renesansowy wystrój wnętrz. Szczególnie zdobione są złocone ołtarze, późnogotycki poliptyk oraz nietypowy dla gotyckich kościołów płaski modrzewiowy strop. W kościele znajduje się wiele oryginalnych zabytków m.in. płyta nagrobna Mikołaja Szydłowieckiego oraz pomnik nagrobny Mikołaja Radziwiłła i jego żony Marii w kształcie śpiącej Ariadny. Kościół posiada również XIX-wieczne organy, używane również do celów koncertowych.













             W zachodniej części  rynku znajduje  się Dom pod Dębem. Budynek wybudowany został w 1819 roku z fundacji Anny Sapieżyny w stylu klasycystycznym. Była to szkoła elementarna, później  Biblioteka Powszechna, a po wojnie w latach 70 tych utworzono w nim hotel. Jest jednym z nielicznych zabytków drobnomieszczańskich tego stylu w rejonie kielecko-radomskim.


         Na Skwerze Rynkowym stoi najstarszy, zachowany w pierwotnym miejscu posąg Tadeusza Kościuszki. Pomnik został wzniesiony w 1921 roku dzięki fundacji społeczeństwa miasta.


       Również  na skwerze, przed gmachem ratusza, stoi pręgierz. Jest to późnorenesansowa kolumna wykonana z piaskowca szydłowieckiego, na głowicy której umieszczono w XIX wieku kulę. Zdobią go maszkarony z metalowymi uchwytami.


   I jest Kolumna Zośki, dawny pomnik mieszczki szydłowieckiej pochodzący najprawdopodobniej z okresu pierwszych Radziwiłłów. Jest to figura kobiety, na platformie z balustradą. Użyta  była kiedyś jako nagrobek ks. Straszaka na cmentarzu parafialnym, ale w ostatnich latach, powróciła na Rynek Wielki.


          W Szydłowcu znajduje się wiele zabytkowych kamienic, najstarsze pochodzą z XIX wieku. Zbudowane są w miejscu dawnych renesansowych kamienic. Są też  drewniaki z podcieniami. Większość z nich znajduje się przy Rynku Wielkim.



           Zgodnie z tradycjami średniowiecznymi w centrum miasta  zlokalizowany jest Ratusz. Budowla ta powstała w latach 1602–1629 i należy do najlepiej zachowanych późnorenesansowych zabytków w Polsce. Ratusz zbudowany jest na planie prostokąta, posiada w każdym rogu niewielką wieżyczkę. W części wschodniej budowli umieszczona jest wysunięta na zewnątrz wieża, wzniesiona na planie kwadratu, u góry ośmioboczna. Wieża sklepiona jest renesansowym hełmem z sygnaturką. Poniżej znajduje się balkon, a pod nim cztery zegary. W podziemiu wieży znajdowało się kiedyś więzienie. Na piętrach umieszczone są okna z kamiennymi obramieniami i gzymsami. Łukowate okna w attyce wybite zostały w XIX wieku. Obecnie ratusz jest siedzibą władz miejskich.





           W wykutej w skale piwnicy ratusza znajduje się kawiarnia, Piwnica Szydłowiecka.



         Była pora obiadowa, więc skorzystaliśmy. Ludzi było niewiele. Zamówienie przyjęto przy ladzie, nie przy stoliku. Roznoszono pizze, a o nas zapomniano. Może byśmy podziękowali, ale skoro już było zapłacone, czekaliśmy. Podano dopiero po interwencji. W ramach zadośćuczynienia, gratis był deser. 
      Pozostał nam jeszcze ostatni punkt programu, arboretum w Rogowie. Naszych znajomych nie bardzo to interesowało. Poza tym spieszyli się do domu na rodzinną imprezę. Pożegnaliśmy się więc na szydłowieckim rynku i rozjechali, każdy w swoją stronę.
          My jechaliśmy przez Chlewiska. Znajduje się tam zamek rycerski wzniesiony w późnym średniowieczu w miejscu XII wiecznego grodziska. Pierwszy dwór powstał w tym miejscu na ruinach średniowiecznego zamku, który od XII wieku należał do rodu Duninów. Przebudowano go na początku XVII wieku, a następnie w XIX wieku wybudowano klasycystyczny pałac. W obiekcie jest teraz hotel i SPA. Płacić / poza gośćmi hotelowymi / trzeba nawet za wejście do parku. Już poza planem, ale zatrzymaliśmy się.




















              Całość w otoczeniu pięknego ogrodu - parku. Kolejny w tej wyprawie.



















      Nie odjechaliśmy daleko, bo niecałe pół godziny i był Pałac Rusinów. Powstał na miejscu starszego drewnianego dworu w latach 1777 - 1786 dla Urszuli z Morsztynów Dembińskiej, starościny wolbromskiej. Wczesnoklasycystyczny pałac powstał jako parterowy budynek z mieszkalnym poddaszem.Elewację zdobi wydatny gzyms, gdzie putta podtrzymują kartusz zawierający herby fundatorów Urszuli z Morsztynów herbu Leliwa i Franciszka Dembińskiego herbu Rawicz. W pomieszczeniach parteru zachowały się piece i kominki oraz polichromia w sali głównej. Pałac otoczony jest parkiem krajobrazowym. Obecnie mieści się w nim pensjonat. Nie zatrzymaliśmy się już, bo przecież czekał Rogów.



      Celem było Arboretum, ale pierwszy w oczy rzucił się wielki elewator zbożowy  o pojemności 27 000 ton wraz z młynem żytnim o wydajności 50 ton na dobę.


            Nie mogło być inaczej, skoro przejeżdżaliśmy przy nim jadąc do naszego zielonego zakątka. 


          Arboretum w Rogowie  należy do grupy najcenniejszych, najbogatszych w gatunki i odmiany drzew i krzewów tego typu ogrodów w Europie.  Powstało w 1923 roku, zaraz po przekazaniu Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego części lasów Nadleśnictwa Skierniewice do celów naukowych i badawczych. W 1923 roku założono pierwszą powierzchnię doświadczalną, na której posadzono daglezję zieloną. Obecnie te drzewa mają ponad 45 metrów wysokości. Przed wojną na terenie arboretum zakładano wyłącznie powierzchnie doświadczalne. Posadzono około 100 gatunków drzew obcego pochodzenia. Kiedy dojechaliśmy zaczęło kropić i grzmieć. Nie było też takiego efektu na jaki liczyłam, bo różaneczniki już przekwitły, ale spacer wśród zieleni i śpiewu ptaków i tak był super. 






























          I znowu zachwyciłam się pnącą hortensją. Co prawda nie w arboretum, ale już poza nim. Kiedy moja taka będzie?


           Po arboretum chodziłam, podglądałam  co chciałabym jeszcze mieć u siebie, a z listy wcześniej zrobionej przywiozłam.


             I tak zakończyła się nasza ośmiodniowa podróż do kolejnego regionu naszego kraju. Pięknego kraju.