sobota, 31 marca 2018

Zielono biała Norwegia

          Lubię siedzieć przy oknie i obserwować wszystko z lotu ptaka. Niestety, oprócz świateł, nic nie było już widać. Nic dziwnego, była przecież prawie noc. Do lotniska w Oslo – Gardermoen dotarliśmy przed 24:00. Tym razem nie przygotowałam się tematycznie, pozostawiając to w całości biuru turystycznemu, więc zaskoczyło mnie, że niby północ, a widno. Białe noce to w Petersburgu, czy dawnym Leningradzie, ale Norwegia? Nie pomyślałam nawet, że to są właśnie te dni, kiedy na północy tak jest.
  
    Nocleg był w okolicy lotniska. Rano, po śniadaniu ruszyliśmy w stronę Hamar i Lillehamar. Trasa wiodła wzdłuż największego norweskiego jeziora Mjosa.
  
       Jest ono drugim pod względem głębokości jeziorem w Norwegii, a czwartym w Europie. Ma 468 metrów głębokości i 117 kilometrów długości. Jego powierzchnia wynosi 365 km² Wzdłuż jego zachodniego brzegu przebiega linia kolejowa i droga E6 łączące Oslo z Trondheim i północną częścią kraju. Zatrzymaliśmy się na skoczniach w Lillehamer. W 1994 roku odbyły się w nim XVII Zimowe Igrzyska Olimpijskie.
  
Po czym pojechaliśmy dalej, doliną Gudbransdalen, w kierunku Otta i Dombasu.
         A dalej, przez Park Narodowy Dovrefjel. Obejmuje on góry Dovre. Najwyższy punk parku wynosi 2286 metrów npm. Pierwsze wzmianki o ochronie tego terenu pochodzą z 1814 roku. Rosną w nim bardzo rzadkie okazy roślin, np firletka alpejska i bylica norweska, a także owadożerny tłustosz, wierzba lapońska, dębik ośmiopłatkowy czy płożąca bażyna czarna. Ze świata zwierząt jedyna europejska populacja piżmowoła. Sprowadzono je tam w 1930 roku, niestety wyginęły. W roku 1950 podjęto kolejną próbę aklimatyzacji tego gatunku, tym razem z powodzeniem. Obecnie żyje ich w tym rejonie około 50 sztuk. Zagrożeniem dla piżmowołów są zbyt wysokie śniegi uniemożliwiające zwierzętom dotarcie do pokarmu, a także gwałtowne burze. Okazy można oglądać jedynie podczas specjalnych, organizowanych przez władze parku wycieczek. Z drogi naszego przejazdu mogliśmy podziwiać Snohettę. Jest najwyższym ze szczytów w Dovrefjell .
      Nocleg nam zapewniono w okolicy Trontheim. Rano pierwsze spotkanie, co prawda zza okien autokaru, z fiordem Trondheimsfjorden.
i zwiedzanie miasta. Trondheim dawniej Nidaros, to 176 tysięczne miasto u ujścia rzeki Nidelvy. Ośrodek administracyjny, rozwinięty przemysł stoczniowy, maszynowy, metalowy, rybny, ważny port handlowy i rybacki oraz ośrodek sportów zimowych / trasy biegowe i skocznie narciarskie/. Miasto zostało założone w 996 roku przez Olafa Tryggvasona i do roku 1217 było stolicą Norwegii. W latach 1152 – 1537 było siedzibą katolickiej Archidiecezji Nidaros. Z tego okresu pozostała katedra Nidaros, wybudowana w miejscu pochówku króla Olafa Haraldssona, patrona Norwegii, panującego w latach 1015-1030. Wielu królów norweskich koronowano właśnie w tym miejscu, czego symbolem jest przechowywanie w murach katedry klejnotów koronnych.
         Inne ciekawe miejsca to most starego miasta Gamle Bybro z 1685 roku,
czy Starówka Bakklandet, którą stanowią stojące na palach nad rzeką Nidelva drewniane domy i magazyny kupieckie z XVII i XVIII wieku.
      Stare miasto to też jedyna, która zachowała się od pożarów uliczka z drewnianymi domami. Ja jestem na etapie urządzania ogrodu, wiec ciekawiły mnie też zestawienia kwiatów przed domkami.

  
          Jest też wybudowany w latach 1774–1778 roku pałac królewski Stiftsgarden.
  
      Pałac jest największą drewnianą budowlą w Norwegii. Posiada 140 pokoi o łącznej powierzchni 4000 m². Jurek nie opuściłby też okazji zerknięcia na przystań żaglową.
      Ten dzień nie był męczący, bo po krótkim czasie wolnym w Trondheim, pojechaliśmy na nocleg do Oppdal. Ale jak tu spać skoro podczas przesilenia letniego, słońce wschodzi o 3:00 a zachodzi o 23:40, jednak zostaje zaraz za horyzontem co powoduje, że nie ma w nocy ciemności. Nieciekawie, a może ciekawie jest podczas przesilenia zimowego, kiedy słońce wschodzi o 10:00, pozostając jedynie nad linią horyzontu, a zachodzi już o 14:30. Ciągła noc. Oppdal to ośrodek narciarski. Na czterech górach jest 18 wyciągów i 39 stoków narciarskich. Pomimo nocy  

poszliśmy na spacer. Oczywiście aż pod wyciąg narciarski widoczny z naszego okna.
  
O północy ostatnie spojrzenie przez okno
i poszliśmy spać, bowiem następny dzień zapowiadał się bogato. Rano, szczyty przypruszone były świeżym śniegiem, a my ruszyliśmy zwiedzać Norwegię.

  
      Malowniczą drogą nr 70 na zachód, w kierunku wybrzeża, wzdłuż fiordów Tingvoll i Lang. Zmieniały się widoki za oknem autokaru. Zielone lasy i pola, spadające z gór wodospady, rwąca rzeka, kolorowe domki i wcinające się w ląd wody fiordów.





  
      Wrażeń dostarczył przejazd górskimi serpentynami Trollstigen czyli Drogi Troli, a właściwie drabinki Troli wspinającej się na wysokość 852 metrów npm. Droga Trolli położona na południe od Andalsnes jest częścią drogi krajowej nr 63 z Andalsnes do Valldal. Trasa została otwarta w 1936 roku przez króla Haakona VII po 8 latach budowy. Średnie nachylenie drogi wynosi 9%. Składa się z 11 serpentyn, w większości zakręcających pod kątem 180°, dlatego nie mogą się po niej poruszać pojazdy dłuższe niż 12,4 metry. Przed wjazdem stała kontrola, która mierzyła długość autobusów. Przy Trollstigen znajduje się jedyny w Norwegii i chyba jedyny na świecie znak drogowy „Uwaga Trolle”.
        W połowie drogi znajduje się kamienny most przerzucony nad wodospadem Stigfossen. Z tarasu widokowego na szczycie widać drogę i wodospad.



  
      Tajemniczości, a może grozy dodawała temu wszystkiemu pogoda. Mgła i siąpiący deszcz. Jadąc dalej, na chwilę się wypogodziło, a nawet pokazała się tęcza.
      Naszą podróż kontynuowaliśmy w kierunku Linge, po drodze odbywając krótki rejs przez Norddalsfjord.
  
      Wkrótce czekała nas kolejna atrakcja. Podjeżdżaliśmy coraz wyżej, mijając rozrzucone tu i ówdzie chaty i szałasy,
aż dotarliśmy na wysokość 1030 metrów npm, gdzie przy brzegu jeziora Djupvatn , znajduje się schronisko Djupvasshytt. Urokliwe, bo w bezpośrednim sąsiedztwie wysokich gór i zaledwie 17 kilometrów od wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO fiordu Geirangerfjord.
  
      Jezioro Djupvatnet /1016 metrów n.p.m./ ma głębokość 200 metrów i przez większą część roku pokryte jest lodem i śniegiem. Od Djupvasshytty prowadzi 11 kilometrowa prywatna płatnana droga Nibbevei na szczyt góry Dalsnibba. Droga zwaną Drogą Orłów prowadzi na punkt widokowy Flydalsjuve / 1495 metrów wysokości / z widokiem na Geirangerfjord. Wjeżdżając serpentynami w górę, strach mieszał się z zachwytem, ale warto było pomimo, że widok z góry przesłoniły gęste mgły i padający śnieg.


      Mgła była coraz większa, więc widoki zmieniały się z minuty na minutę. To coś przysłaniając, to pokazując.
  
      W Lom zrobiliśmy krótką przerwę. Nasz autokar musiał zatankować, a my zwiedziliśmy jeden z niewielu zachowanych kościołów słupowych.
      Kościoły te są chyba najciekawszymi i najoryginalniejszymi zabytkami architektury na terenie Norwegii. Budowano je między X a XIV wiekiem. Technika ich tworzenia była częściowo zaczerpnięta z budowy łodzi. Szkieletowa rama złożona z pionowych słupów narożnych spiętych długimi deskami , które nakładane ponowo tworzą ściany kościołów. Dach najczęściej pokryty jest gontem przypominającym smoczą łuskę, a w bogatych zdobieniach znajdują się motywy ze skandynawskiej mitologii. Z około tysiąca zbudowanych kościołów słupowych, do naszych czasów dotrwało 28, a tylko niektóre nie były przebudowywane i przetrwały w stanie pierwotnym. Jeden z nich został w XIX wieku wywieziony z Norwegii przez pruskiego króla Fryderyka Wilhelma IV i znajduje się w Karpaczu. Lom to niewielka gmina. Zamieszkuje ją 2500 osób. Średnio na 1 km² wypada 1,27 osoby. Najważniejszym zabytkiem miasta jest jeden z tych właśnie kościołów z XII wieku. W Lom rozpoczyna się niezwykle krajobrazowa turystyczna droga krajowa Sognefjell. Biegnie pomiędzy Sognefjordem, drugim pod względem długości fiordem na świecie a doliną Gudbrandsdalen. Została otwarta w 1938 roku i jest zamykana w sezonie zimowym, /od listopada do maja/. Droga prowadzi do Parku Narodowego Jotunheimen, najwyższych gór w Norwegii, oraz największego lodowca w Norwegii. Jest niezwykle urozmaicona topograficznie.
  
      Gospodarstwa rolne, sosnowe lasy i osadnictwo na terenach do tysiąca metrów nad poziomem morza i prawie nagie skały tu i ówdzie porosłe trawą, mchem i porostami. Czasem jałowcem i wierzbą. Wśród nich pasą się stadka krów i owiec, które niejednokrotnie zastępowały drogę naszemu autobusowi. Wyżej tylko śnieg i wieczne lody. Ze względu na spektakularną i dziką górską scenerię, przez którą przebiega, droga uzyskała status narodowej trasy turystycznej. W samym sercu gór Jotunheimen, tuż obok jeziora Leirvatnet, u podnóża góry Kyrkja / Kościół /, znajduje się hotel górski Leirvassbu / 1400 metrów npm/. Od Leirvassbu można wspiąć się na co najmniej 40 szczytów powyżej 2000 metrów znajdujacych się w najbliższej okolicy.

 
      Końcowy odcinek drogi dojazdowej do hotelu mało  scywilizowany i o to chodzi nawet gospodarzom hotelu, którzy prowadzą go od wielu pokoleń. Po przekroczeniu barierek otwieranych na telefon, szutrową drogą, klucząc pomiędzy bykami i stadkami owiec, przez wąziutki mostek dojechaliśmy do cudownego miejsca.

  
      Klimat schroniska górskiego. Pokoje zawsze z widokiem na góry, bez telefonu, bo brak zasięgu. Telewizor na dole wspólny dla wszystkich. Komputer był dostępny w każdej chwili, ale z zaznaczeniem, że korzystać maksymalnie dziesięć minut i to też dobrze. Za to wszędzie we wspólnych pomieszczeniach regały i masa książek. Mnie zainteresowały te bardzo liczne o Norwegii i górach. Przewodniki, albumy. Niestety dla mnie tylko do oglądania obrazków, bo po norwesku. Obiadokolacja serwowana w daniach podawanych do stołu, a nie bufet i wszystko razem. Podano nam zupę pomidorową-krem na ostro z jajkiem / to dla mnie nowa wersja, ale bardzo smaczna /. Na drugie oczywiście łosoś i na deser szarlotka na ciepło. Śniadanie typowe w formie bufetu. Dzień był bardzo absorbujący, aby nie powiedzieć męczący. Przejechaliśmy ponad 400 kilometrów pełnych atrakcji, jednak miejsce w którym się znaleźliśmy i biała noc, nie zachęcały do pójścia spać. O północy jeszcze chodziliśmy po okolicy. Nawet się trochę oddaliliśmy od schroniska, ale nie byliśmy przygotowani na takie chodzenie. Było zimno, w okolicy zera stopni / rano było minus jeden / i wiatr. Nie mieliśmy butów trekingowych i ciepłych kurtek. Ponakładaliśmy na siebie chyba wszystko co można założyć” na cebulę”, łącznie z dwiema parami spodni, jedne na drugich i szliśmy. Nad jeziorem, do ostatniego kamiennego domu i jeszcze tu i tam. Po butami chrzęścił mech i porosty. Budziły się do życia inne roślinki. Było cudownie, niestety przejmujący wiatr zmusił do powrotu. Pozostał widok z okna.

  
        Rano wróciliśmy na górską drogę Sognefjell.





   
      Droga prowadzi do Sogndal wzdłuż Sognefjord, największego / 286 km/ i najgłębszego/ 1308 m / z fiordów norweskich.
         Tutaj przesiedliśmy z autokaru na pokład promu i popłynęliśmy do Vangsnes.

  
      Po przeprawie promowej kontynuowaliśmy podróż lądem do Hopperstad. Znajduje się tam kolejny zabytkowy średniowieczny kościółek, a wokół niego XIX wieczne nagrobki.

  
Po zwiedzaniu kościółka, przejazd górską drogą Vakafjel, w kierunku Voss i Bergen  



  
      Bergen leży na styku Morza Północnego i Norweskiego. Jest drugim co do wielkości miastem Norwegii. Liczy nieco ponad 265 tysięcy mieszkańców / dane z 2012 roku /. Nazywane jest bramą do fiordów i znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Jego największą atrakcją jest średniowieczna zabudowa Bryggen.

  
      Założone w 1070 roku, przez Olafa III, było osadą rybacko-kupiecką. W XII-XIII w. główny ośrodek polityczny Norwegii. Mieściła się tu siedziba biskupa, rezydencja królewska, miejsce koronacji. Od 1217 roku formalna stolica. Od połowy XIII w. port o znaczeniu międzynarodowym. W latach 1343–1560 działała tu faktoria niemieckiej Hanzy. Ostatni dom kupiecki został zamknięty w roku 1764, czyli ponad 200 lat po załamaniu potęgi Hanzy. Do połowy XIX w. największe miasto i główny port Norwegii. Obecnie największy port rybacki , duży port handlowy i pasażerski.

  
      Niestety mieliśmy zbyt mało czasu, aby wjechać kolejką szynową na górę z której roztacza się widok na miasto i okoliczny fiord. Kolejnego dnia wróciliśmy na drogę przez region wysokich gór i krętych fiordów. Przez miasteczka Dale i Voss, wzdłuż jeziora Oppheim, aż do Gudvangen. Stąd udaliśmy się w rejs malowniczym Aurlandsfjordem i wąskim Naerofjordem. Te dwie odnogi Sognefjordu są zarówno piękne, jak i imponujące. Naeroyfjord znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Gudvangen, Aurland i Flam do którego płynęliśmy, to małe osady usytuowane nad tymi dwoma fiordami. Warto wybrać się w rejs po fiordzie i zobaczyć pokryte śniegiem szczyty górskie, wodospady i przylepione do górskich zboczy idylliczne farmy i małe tradycyjne domki porozrzucane u brzegu fiordów. Jest wśród nich mała osada, do której dotrzeć można wyłącznie drogą wodną, a ludność ją zamieszkująca słynie z długowieczności.



 
      Flam, to niewielka miejscowość, około 450 mieszkańców. Znajduje się tu końcowa stacja kolejki Flamsbana, biegnącej do Myrdal, gdzie łączy się z główną trasą do Bergen. Obok, a właściwie w sklepie z pamiątkami stworzono swoiste muzeum kolei. Wstęp darmowy.
      Szkoda, że zamiast przejazdu samą kolejką, zaproponowano nam w tym miejscu przejazd najdłuższym tunelem na świecie. Liczy on 24,5 kilometrów i łączy Aurland i Laerdal. Oddano go do użytku w 2001 roku. Budowa trwała 5 lat, a koszty projektu i wykonania wyniosły 2 miliardy koron norweskich / miliard zł polskich/. Co 6 km znajdują się poszerzenia mające specjalne fioletowe oświetlenie. Na całej podziemnej trasie jest 15 punktów zawracania i 48 zakrętów. Dla zapewnienia bezpieczeństwa, na całej długości tunelu zainstalowane jest monitorowanie. Maksymalny ruch w czasie jednej godziny to 400 pojazdów, a średni dzienny ruch w ciągu roku to 1000 pojazdów. Tunel prowadzi pod masywem górskim, który znajduje się na drodze E16 prowadzącej z Oslo do Bergen, poniżej fiordu Sognefjord. Pozwala ominąć śnieżną drogę, wspinającą się na wysokość 1300 metrów. Moja choroba lokomocyjna tak mi się nasiliła w tym miejscu, że z przejazdu zrezygnowaliśmy. Niestety mieliśmy też za mało czasu, aby skorzystać z podróży kolejką. Po zwiedzeniu muzeum, udaliśmy się więc na niedaleki spacer wzdłuż linii kolejowej.
      Kolejka Flam wygląda niepozornie i skromnie, jak nasza ciuchcia przez Bieszczady. W rzeczywistości jest to pociąg, który odważnie jedzie przez krajobraz dudniących wodospadów i stromych gór, przez połacie płaskowyżu Hardangervidda aż do jednego z najbardziej spektakularnych fiordów w Norwegii, Aurlandsfjordu. Podróż nią stwarza doskonałą okazję do oglądania najbardziej dziewiczych i wspaniałych krajobrazów Norwegii. Na dwudziesto kilometrowej trasie można podziwiać rzeki głęboko wcięte w wąwozy, spadające kaskadami po stromych zboczach wodospady, oraz górskie farmy wczepione w niemal pionowe stoki. Wśród linii kolejowych o normalnym rozstawie torów trasa kolejki Flam jest jedną z najbardziej stromych na świecie. Jej nachylenie na prawie 80 procentach długości trasy wynosi 55‰ . Biegnące spiralnie przez góry kręte tunele są najbardziej śmiałym i najdoskonalszym technicznie przykładem sztuki inżynierskiej. Jest jedną z największych i najbardziej spektakularnych atrakcji turystycznych Norwegii. Należy więc tylko żałować, że nie została nam udostępniona przez organizatora wycieczki. Dalej kontynuowaliśmy wyprawę przejazdem przez górską drogę Geiterygg do Torpy, Hallingdal, aż do Noresund.
      Zakwaterowano nas w okolicach Oslo, by od samego rana zwiedzać jego centrum. Byliśmy już tam kiedyś, więc dla przypomnienia. Oslo, największe miasto Norwegii. W latach 1624 –1924 nazywane Christiania czy Kristiania. Założone w 1048 roku przez króla Haralda III. Od 1299 roku jest stolicą Norwegii. W samym Oslo mieszka ponad 11% mieszkańców Norwegii. Do niedawna Oslo było zaklasyfikowane jako najdroższe miasto świata. Znajdują się w nim m.in. Pałac Królewski i siedziba parlamentu. Obejrzeliśmy też Ratusz, Teatr Narodowy i Uniwersytet, nowy budynek Opery.

 
      Było też Muzeum statku polarnego Fram, w którym prezentowany jest statek polarny Fram wraz z oryginalnym wyposażeniem z przełomu XIX i XX wieku, a także ekspozycje poświęcone wyprawom polarnym i podróżnikom Fridtjofowi Nansenowi, Ottonowi Sverdrupowi oraz Roaldowi Amundsenowi.
     Byliśmy na Skoczni narciarskiej Holmenkollbakken, gdzie odbyły się Igrzyska Olimpijskie w 1952 roku oraz w Muzeum Narciarstwa. Windą wjechaliśmy na wieżę skoczni, skąd rozciąga się rozległy widok na Oslo i okolicę. Rekordu Adama Małysza na tej skoczni już nikt nie pobije, bo została zamknięta. 

 
      Najpopularniejszą atrakcją Oslo jest jednak Frogner Park. Jest to kompleks parkowy z rzeźbami Gustava Vigelanda, ponad 200 figur z brązu i granitu.

  
      Ostatnie chwile przed odlotem spędziliśmy, posilając się nad brzegiem wody, z widokiem na zamek i założoną w końcu XIII wieku fortyfikację obronną Akershus, usytuowaną bezpośrednio nad Fiordem.
        Pożegnała nas niema pani z pomnika stojącego na nadbrzeżu.
            Poznaliśmy kolejny kawałek Europy, a nawet świata. Pięknego świata.
/ lipiec 2014/