W Chorwacji byłam już dwukrotnie. Pisałam o tym na blogu. Tym razem zaintrygowała nas Czarnogóra. Jednak Chorwacji, tak zupełnie nie chciałam podarować. Stąd wybór właśnie tej imprezy. W ramach wycieczek fakultatywnych w dniach , jak ja to nazywam, lenistwa, możliwość wyjazdu do Albanii. Tranzyt oczywiście samolotem z miejsca zamieszkania. To bardzo ważne, bo wygodne.
Wylot czarterem w godzinach przedpołudniowych i za dwie godziny i piętnaście minut byliśmy w Czilipi koło Dubrownika.
Sprawna odprawa i przydział do odpowiednich autokarów rozwożących we właściwe miejsca w Chorwacji i zaczęła się kolejna przygoda. My pojechaliśmy na Półwysep Peljesac. Widoki gór schodzących do morza pełnego wysepek i zawieszone na zboczach, ukryte wśród zatoczek miasteczka z charakterystyczną zabudową. Mnie zawsze urzekają.
Półwysep Peljesac leży na północny zachód od Dubrownika, w południowej części dalmatyńskiego wybrzeża Chorwacji. Długi około 70 km, szeroki do 3 km i około 8000 km² powierzchni. Górzysty. Chętnie odwiedzany już w latach 60 tych XX wieku, czyli przed rozpadem Jugosławii. Ponoć w jednej z wiosek na półwyspie mieszka Robert Makłowicz.
Zostaliśmy zakwaterowani w Orebiczu. Jest to portowe miasteczko położone w południowo -dalmatyńskiej części półwyspu, około 100 km na zachód od Dubrownika. Pokój z widokiem na morze szumiące dwadzieścia metrów dalej.
Po obiadokolacji poszliśmy zobaczyć miasto, a właściwie tylko nabrzeże, bo zrobiło się ciemno.
Pozostało więc słuchanie cykad i popijanie wina na balkonie. Rano, zaraz po śniadaniu zwiedziliśmy resztę miasteczka. Orebicz jest kolebką morskich kapitanatów i marynarzy. Zakupiony w XIV wieku, wraz z całym Półwyspem Peljesac, przez Republikę Dubrownicką, został pod dużym wpływem Dubrownickiej Marynarki. Rozwijała się w nim żegluga. Domy kapitanów morskich to dzisiaj coś w rodzaju muzeów. Legenda mówi, że żeglarze z Orebicza podczas wypływania i powrotów pozdrawiali na znak dziękczynienia, NMP od Aniołów syrenami. Wówczas z dzwonnicy kościelnej odpowiadali im Franciszkanie. Dzisiaj kościół NMP od Aniołów i klasztor Franciszkanów należą do atrakcji Orebicza.
Decyzja wyjścia zaraz po śniadaniu była bardzo trafiona, bo potem nie mielibyśmy już na to czasu. O dziesiątej wypłynęliśmy przez wąską cieśninę zwaną Kanałem Korczulańskim na wyspę Korczula. Za nami półwysep z wysokimi górami, ze szlakami turystycznymi,
a przed nami miasteczko Korczula.
Korczula jest jednym z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast w tym rejonie. Posiada stuletnią tradycję ruchu turystycznego. Ma bogate dziedzictwo kulturalne i długą tradycję rejsów morskich, budowy łodzi i kamieniarstwa. Plany budowy miasta powstały w drugiej połowie XIII wieku. Zaplanowano sieć ulic i rynków / dwa domy i ulica/. W centrum dominuje katedra św. Marka z bogatą dekoracją. Jej budowa skończyła w XV wieku, a w latach 1300 – 1828 była ona siedzibą diecezji. W sąsiedztwie katedry stoi były pałac biskupi z XVII wieku. Po przeciwnej stronie katedry stoi pałac Gabriela, współcześnie służy jako muzeum miejskie. Ratusz i kaplica Naszej Dziewicy przypominają bitwę między Wenecją i Aragonią, która się odbyła przed miastem Korczula w 1483 r. Klasztor dominikański z kościołem Św. Nikola w zachodniej części miasta zawiera zbiór dzieł sztuki. Mówi się, że tu urodził się znany podróżnik Marco Polo (1257 – 1324).
Wąskie, urocze uliczki, małe kafejki. Nic dziwnego, że Korczulę nazywa się „małym Dubrownikiem”. Krótkie zwiedzanie, bo nie potrzeba dużo czasu, aby obejść miasto, kawa i wyruszamy w dalszy rejs. Udajemy się na drugą, co do wielkości z wysp korczulańskich, Badiję. Już na pierwszym planie widać klasztor franciszkanów zbudowany w XIV wieku. W latach od 1950 do 2000 roku klasztor był wykorzystywany jako hotel. Obecnie powrócił do Franciszkanów. Wyspa jest zalesiona sosnami i dębami. Wokół skaliste i żwirowe plaże i czysta woda. Raj na relaks, kąpiele i plażowanie.
Po powrocie z rejsu wsiadamy do autokaru i jedziemy do Stonu. Miasto leży w przesmyku łączącym ląd stały z pozostałą częścią półwyspu Peljesac. Jest otoczone średniowiecznymi murami z czasów, kiedy było ważnym fortem. System fortyfikacji, utworzonych wokół Stonu zapobiegał zdobyciu miasta przez Turków. Mury budowane w XIV wieku miały też chronić saliny, w których uzyskiwano sól przez odparowanie wody. Łączna długość murów wynosiła 5,5 km – na fortyfikacje składało się 40 wież i 7 twierdz, z których w najważniejszych trzech urządzono spichlerz i zbrojownię. Miasto miało też port, który służył przez stulecia do eksportu soli, pozyskiwanej w rejonie miasta. Kiedy militarna wartość fortyfikacji straciła znaczenie, mury zaczęto rozbierać, a pozyskane kamienie sprzedawano jako budulec. Do dziś zachowały się ruiny trzech wież i fragmenty muru, nazywanego „europejskim chińskim murem”.
Posiłek w jednej z knajpek zlokalizowanych wśród zaułków miasteczka był smaczny. Niestety, przez ich „polako, polako” czyli ” bez pospiechu” nieco się spóźniliśmy na zbiórkę do autokaru. Okolica słynie z hodowli ostryg i małż.
Powrót do Orebicza krętymi drogami półwyspu był z przerwą na wizytę w winiarni. Półwysep słynie też z upraw winorośli. Była więc degustacja i pierwsze zakupy.
Kolejnego dnia, zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy do Dubrownika.
Miasto zostało założone w VII wieku przez rzymskich zesłańców. W VII-VIII wieku zaczęła napływać do niego ludność słowiańska. Do 1204 r. podporządkowane Bizancjum, w latach 1204-1806 jako wolna republika kupiecka pod władzą Wenecji, potem Węgier. Od 1526 Turcji, w latach 1806-1814 Francji. Od 1815 r. należy do Austrii (później Austro-Węgry). W latach 1918-1941 w Królestwie Serbów, Chorwatów i Słoweńców, od 1929 jako Jugosławia. Okres kwiecień 1941-wrzesień 1943 r. – okupacja włoska, 1943-1944 – okupacja niemiecka. Po oswobodzeniu przez oddziały partyzanckie do 1991 r. w Jugosławii. Od 25 czerwca 1991 r. w niepodległej Chorwacji. Różne wpływy, bogata historia i urocze miasto. Stare miasto Dubrownika zostało wpisane na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO . Na zwiedzanie nie mieliśmy zbyt dużo czasu. A zatem co było. Dawny układ urbanistyczny miasta z murami miejskimi budowanymi od XIII do XVII, to co znajduje się wzdłuż głównej ulicy Stradun, kościół franciszkanów, najstarsza apteka w Europie, działająca od 1317 r, Katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, pałace Sponza z XVI wieku i Rektorów z XV w. Wielka Studnia Onofria wykonana przez neapolitańskiego budowniczego Onofrio della Cava w 1438 roku, jako część systemu wodociągowego, gdzie woda cieknie z 16 kamiennych maszkaronów. Znajduje się ona przed Klasztorem Klarysek tuż przy Bramie Pilskiej. Mówią, że kto napije się wody z tej studni, wraca do Dubrownika. Coś w tym jest. Ja byłam już trzeci raz.
Ze spaceru na murach widać całe miasto.
Zaraz za bramą prowadzącą na stare miasto, miejscowy malarz sprzedaje swoje obrazy. Mówi, że kryzys, ludzie nie kupują. My kupiliśmy, na pamiątkę.
Zbiórka i czekanie na autokar zawsze w tym samym miejscu.
Potem jeszcze ostatnie spojrzenie na miasto z szosy wznoszącej się na zboczu,
i wyruszamy do Czarnogóry. Czarnogóra to najmłodsze państwo w Europie. W wyniku przeprowadzonego w 2006 roku referendum niepodległościowego odłączyła się od Serbii. Historia jej jest jednak długa. Zamieszkiwali ją plemiona iliryjskie. Ziemie Czarnogóry wchodziły w skład imperium rzymskiego, później Bizancjum. Od 1170 r. wchodziła w skład państwa serbskiego. W latach 1498–1499 podlegała Turkom Osmańskim. Jedynie trudno dostępne, wysokogórskie tereny były pod władzą władyków, a później od XVII wieku prawosławnych biskupów z rodu Petrowić-Niegosz. Były też Austro Węgry, okupacje włoskie i niemieckie, wreszcie Jugosławia. My po przekroczeniu granicy, jedziemy wzdłuż Adriatyku.
Tutaj , w południowej części, morze głęboko wcinająca się w ląd. To zatoka kotorska. Krajobraz Zatoki Kotorskiej przypomina fiord północy i został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Jednak to nie fiord (zalana dolina polodowcowa), ale rias (zalana dolina rzeczna). Boka Kotorska, bo tak się o niej mówi, jest określana jako położony najdalej na południe fiord Europy. Super widoki. Strome zbocza gór opadają ku morzu.
Jednym z miasteczek położonych na wybrzeżu zatoki jest Perast. To zabytkowe miasteczko liczy nieco ponad 300 mieszkańców. W mieście znajdują się liczne zabytki z czasów Republiki Weneckiej /1420-1797/. Wśród nich są kościoły św. Mikołaja, Matki Boskiej Różańcowej, św. Antoniego oraz św. Jana Chrzciciela (zaadaptowany na cerkiew)
W pobliżu miasta, w zatoce znajdują się dwie charakterystyczne wysepki: Wyspa św. Jerzego, nazywana przez niektórych Wyspą Umarłych, ze względu na rosnące na niej cyprysy.
i Wyspa Matki Boskiej na Skale, jedyna sztucznie utworzona wyspa na Adriatyku, z barokowym kościołem.
Pierwsza jest niedostępna dla turystów. Znajduje się na niej klasztor benedyktynów. Na drugą popłynęliśmy. Jest to wyspa sztucznie utworzona. Z jej powstaniem wiąże się legenda głosząca, że w miejscu, gdzie teraz znajduje się wyspa, wystawała kiedyś jedynie skała. Na tej skalistej rafie, pewien człowiek znalazł obraz Matki Boskiej. Obraz kilkakrotnie przenoszono do kościoła, on jednak zawsze tam wracał . W końcu w 1630 r. mieszkańcy utworzyli wyspę i wybudowali Kościół Matki Bożej na Skale.Do dzisiaj, raz w roku, każdy mieszkaniec wsiada do łódki i płynie na wyspę, żeby wrzucić symboliczną garść kamieni.
Wyspa rośnie w ten sposób, a z nią zbiory darów przynoszone tam przez mieszkańców. Pozostawiane ślubne bukieciki, sprzęty domowe.
Jest spora kolekcja obrazów, w tym obraz utkany z włosów kobiety. Obraz powstawał przez ponad dwadzieścia lat, co widać po kolorze włosów, które zmieniają kolor na siwy. Kobieta tkała go czekając na męża, który nie wrócił z morskiej wyprawy.
W kolejnym punkcie programu mieliśmy zwiedzanie Kotoru. To portowe miasteczko, położone u podnóża masywu Lowczen, z wpisanym na listę UNESCO historycznym centrum. Wzmiankowano o nim już w IX wieku. Do XII wieku był twierdzą pod władaniem Bizancjum. Lata 1186–1371 to wolne miasto w średniowiecznej Serbii. Następnie wpływy Wenecji , później Austrii Od roku 1918 w ramach Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców, które w 1929 roku zostało przekształcone w Jugosławię. Stare miasto na planie trójkąta, otoczone jest średniowiecznymi murami.
Wąskie, kręte uliczki i nieregularne place, świątynie i budynki w stylach romańskim, gotyckim, renesansowym i barokowym, wieża zegarowa z XVII wieku, będąca symbolem miasta.
Za murami starego miasta port i przystań żeglarzy.
Zbliżał się wieczór i czas było wracać. W Risan czekała na nas kolacja i nocleg w hotelu Teuta. Było niezbyt ciekawie, ale widoki z Montenegro rekompensują. Szkoda tylko, że będąc w tym miejscu nic nie zwiedziliśmy. O Risan przeczytałam, że według legend powstało w epoce brązu. W IV wieku p.n.e. znajdowało się pod władzą illyryjską. Mieszkańcy osady utrzymywali ożywione kontakty z Grekami. W II wieku p.n.e Illyria zostaje podbita przez Rzymian. Po podziale Cesarstwa rzymskiego, dostaje się pod wpływ Bizancjum. Na początku VII wieku. byli tam Awarowie i Słowianie. W roku 1482 opanowali je Turcy. Znajduje się tam stanowisko archeologiczne mozaik pochodzących z połowy II wieku. Nic z tych rzeczy nie było w naszym programie. Był już wieczór gdy dotarliśmy do hotelu. Jedynie widok z okna przypominał, że gdzieś tam w zatoce zostało spokojne morze, że o nadbrzeże chlupotały delikatnie fale i cisza, której nic nie próbowało zmącić.
Rano też było spokojnie. Ostatnie spojrzenie z okna na Wyspę Matki Bożej na Skale
i wyruszamy nad Jezioro Szkoderskie, największy akwen śródlądowy na Półwyspie Bałkańskim.
Dwie trzecie jeziora leżą w Czarnogórze, a jedna trzecia w Albanii. Powierzchnia jeziora jest zmienna. Wynosi około 360–550 km². Największe miasto w okolicy jeziora to albańska Szkodra. Jezioro jest miejscem gniazdowania licznych kolonii ptaków. Jest to jedno z niewielu w Europie miejsc występowania pelikanów. Niestety żadnego nie spotkaliśmy. W programie był rejs po jeziorze. Wypłynęliśmy z niewielkiej miejscowości Virpazar.
Początek niczym na Szkarpawie lub Wiśle Królewieckiej. Brzegi porośnięte bujną roślinnością. Prawdziwy raj dla ptactwa.
Wokół jeziora pasma gór Prokletije, Rumija i Lovczen.
Na jeziorze mijamy wysepkę z ruinami więzienia. Ponoć swego czasu Tito zostawiał w nim swoich przeciwników politycznych.
Jest też wysepka dla plażowiczów spragnionych spokoju. Skutery wodne były daleko.
My podpłynęliśmy do kameralnej plaży na stałym lądzie. Jest tam mała knajpka, prawie pod chmurką, gdzie czeka poczęstunek, ryba po szkodersku.
Po krótkim plażowaniu i kąpielach, wróciliśmy do Virpazar, gdzie czekał na nas autokar.
Dalej znowu pasmem drogi wśród gór jedziemy do kolejnego miejsca w Czarnogórze.
Pojechaliśmy do Starego Baru. Stare miasto jest wielkim stanowiskiem archeologicznym. Pod gołym niebem można oglądać pozostałości murów miejskich z XI i XII wieku, łaźni tureckiej z XVII wieku, meczetów, cerkwi Św. Katarzyny z XIV wieku i innych pozostałości niszczonych przez czas i trzęsienia ziemi.
Założone w średniowieczu podgrodzie było tętniącą życiem częścią Starego Baru. Teraz znajduje się ty kilka kafejek, restauracyjek, sklepików oraz warsztatów rzemieślniczych.
Późnym popołudniem opuszczamy Stary Bar i udajemy się w kierunku hotelu Otrant Ville w Ulcinji. Zgodnie z programem czeka nas tam kilka dni lenistwa.
Po kolacji pomoczyliśmy nogi w morskiej wodzie, zaprzyjaźniliśmy się z psem rezydującym na leżakach i po lampce wina, wypitej z sąsiadami, poszliśmy spać.
Nie lubimy plażowego lenistwa, więc następnego dnia wyjazd fakultatywny, Perły Czarnogóry. Kolejny już raz wyruszamy na Jadrańską Magistralę, czyli drogę wzdłuż Adriatyku. Do niedawna była główną i jedyną drogą wiodącą przez dawną Jugosławię, teraz poszczególne kraje. Jej nazwa pochodzi od Jadran / Adriatyk /. Droga jest kręta tak jak poszarpane wybrzeże. W zatoczkach ukryte większe lub mniejsze miasteczka.
Z wody wyłaniają się wyspy i wysepki. Czasem zamieszkałe, czasem nie. Na przykład jak te. Wyspa Święty Stefan z kompleksem luksusowych hoteli, stąd zwana też Wyspą Hotel lub mała wysepka z kapliczka dla dwóch osób. O skałę rozbił się żaglowiec. Zginęli dwaj żeglarze, stąd kapliczka dla dwóch. Ponoć bywają śmiałkowie chcący sprawdzić czy to prawda, ale zazwyczaj nie kończy się to szczęśliwie.
Wyspa Święty Stefan to właściwie półwysep na Adriatyku. Już w XV wieku istniała tam muzułmańska wioska Divicz. Obecna jej nazwa pochodzi od najstarszej cerkwi na wyspie. Zmieniono ją po przybyciu na wyspę św. Stefana. Od tego też czasu służyła jako przystań dla piratów. W XV i XVI wieku za czasów tureckich najazdów wzniesiono mury obronne zachowane do dzisiaj. Do lat pięćdziesiątych XX wieku była to typowa wioska rybacka. Mieszkańcy utrzymywali się z rybołówstwa lub tłoczenia oliwy. Czasem trudno wiązali koniec z końcem. Coraz częściej zaczęli opuszczać wyspę i emigrować do USA. Wówczas pojawił się pomysł przesiedlenia pozostałych z nich na nabrzeże, a w odrestaurowanych rybackich domkach utworzyć oryginalny kurort. Dzisiaj to ekskluzywny kompleks wypoczynkowy. Wypoczywali tam między innymi Elizabeth Taylor, Sophia Loren, Sylvester Stallone, Claudia Schiffer, Kirk Douglas, czy księżniczka Małgorzata.
Liczne kurorty powstające wzdłuż wybrzeża to szansa dla Czarnogóry. Budują je tam obcokrajowcy. Ponoć cieszy się powodzeniem u Rosjan. Na wzgórzu visa vis wyspy Świętego Stefana powstało miasteczko zwane carską wioską. Ponoć złośliwi Czarnogórcy mówią o niej” Święty Stefan w niebie”.
Liczne kurorty powstające wzdłuż wybrzeża to szansa dla Czarnogóry. Budują je tam obcokrajowcy. Ponoć cieszy się powodzeniem u Rosjan. Na wzgórzu visa vis wyspy Świętego Stefana powstało miasteczko zwane carską wioską. Ponoć złośliwi Czarnogórcy mówią o niej” Święty Stefan w niebie”.
Jadąc wzdłuż wybrzeża podziwialiśmy widoki. Perły Czarnogóry są też ukryte wysoko w górach, bądź za górami. Pokonując więc tzw agrafki kotorskie trafiliśmy też w inne miejsca. Agrafki kotorskie to zygzakowata wąska droga, wycięta w zboczu wznoszącym się ponad Kotorem. Wybudowano ją w latach 1879 – 1884 z polecenia cesarza Austrii, króla Węgier, Czech, Dalmacji, Chorwacji, Slawonii, Galicji, Franciszka Józefa I w celach wojskowych. Łączyła ona Kotor z wioską Nieguszi. Jest ich chyba trzydzieści trzy. Tylko na jednej jest możliwość zatrzymania na foto. W innych miejscach trudno wymijać się nawet osobowym autom, nie mówiąc autokarom. Widoki nie mają jednak sobie równych. Kotor jak na dłoni. I góry ze ścieżkami, którędy kiedyś noszono towary z Nieguszi do portu w Kotorze.
Po zdobyciu szczytu krótki zjazd i byliśmy w Nieguszi.
Nieguszi to zamknięta wieś. Sto domów bez możliwości sprowadzenia się tam kogoś nowego. Jedyną możliwością jest wżenienie się. Wieś szczyci się sześćset letnią tradycją produkcji serów i surowej szynki wędzonej na powietrzu tzw. proszczutto. Przywitano nas rakiją własnej produkcji, powstałą z destylacji przefermentowanych owoców winogron. Potem był poczęstunek serami, szynką i swojskim chlebem. Na dodatek niegoszowskie wino. Były też inne alkohole, do wyboru. Na koniec pokazano nam wędzarnie szynek. Cały szkopuł ich wędzenia polega na wykorzystaniu powietrza i wiatru wiejącego od morza i gór.. Mięso moczy się najpierw dwa tygodnie w roztworze soli, a potem przez pięć do dziewięciu miesięcy suszy. Szynki wiesza się w specjalnym pomieszczeniu na dziewięciu poziomach i tam sobie dojrzewają. Wydaje się, że w tym miejscu, powiedzenie „polako, polako” jest szczególnie prawdziwe. Ciszy i spokoju Nieguszic nic nie jest w stanie zakłócić.
Może dlatego w tym miejscu najbardziej chce się przywołać dziesięć przykazań Czarnogórca. Oto one.
1. Człowiek rodzi się zmęczony i żyje, żeby odpocząć
2. Kochaj łóżko swoje jak siebie samego
3. Odpoczywaj za dnia, abyś nocą mógł się wyspać
4. Nie pracuj – praca zabija
5. Jeśli zobaczysz odpoczywającą osobę – pomóż jej
6. Pracuj tak mało jak możesz, a to co się da, przerzuć na innych
7. W cieniu jest zbawienie – od odpoczynku nikt jeszcze nie umarł
8. Praca powoduje choroby – nie umieraj zbyt młodo
9. Jeśli zachce ci popracować, usiądź, przeczekaj- zobaczysz, przejdzie Ci
10. Kiedy zobaczysz osoby, które jedzą i piją – przyłącz się do nich, lecz jeśli zauważysz osoby, które pracują – odejdź, by nie przeszkadzać.
1. Człowiek rodzi się zmęczony i żyje, żeby odpocząć
2. Kochaj łóżko swoje jak siebie samego
3. Odpoczywaj za dnia, abyś nocą mógł się wyspać
4. Nie pracuj – praca zabija
5. Jeśli zobaczysz odpoczywającą osobę – pomóż jej
6. Pracuj tak mało jak możesz, a to co się da, przerzuć na innych
7. W cieniu jest zbawienie – od odpoczynku nikt jeszcze nie umarł
8. Praca powoduje choroby – nie umieraj zbyt młodo
9. Jeśli zachce ci popracować, usiądź, przeczekaj- zobaczysz, przejdzie Ci
10. Kiedy zobaczysz osoby, które jedzą i piją – przyłącz się do nich, lecz jeśli zauważysz osoby, które pracują – odejdź, by nie przeszkadzać.
Nasza przewodniczka przywołała jeszcze jedenaste, a właściwie jedno, ale Czarnogórki. „: Pomóż Boże, żeby mógł, a jak dalej nie może weź go Panie Boże”
W Nieguszi wydaje się, czas płynie leniwie. Nam płynął szybko, bo w drogę pora. Nieguszi jest mniej więcej w połowie drogi, z Kotoru do Cetinje. Teraz droga jest już inna. Mniej zakrętów i nie na takich półkach, jak od strony Boki Kotorskiej.
Gdzieś z drogi jest widok na Jezerski Wierch (1657), na którym wzniesiono mauzoleum władcy Petara II Petrovicza Njegoszi. Ponoć we wnętrzu budowli znajduje się ważący dwadzieścia osiem ton pomnik władyki wykonany z granitu, a sklepienie mauzoleum pokryte jest dwudziestocztero karatowym złotem. Przeczytałam gdzieś, że był to dar narodu włoskiego, w dowód wielkiej sympatii dla czarnogórskiej księżniczki Jeleny, żony króla Wiktora Emanuela III. Z Jezerskiego szczytu, jak mówiła przewodniczka, przy dobrej widoczności można zobaczyć osiemdziesiąt procent Czarnogóry, Jezioro Szkoderskie, Góry Durmitor, kanion rzeki Tary, który pod względem głębokości jest trzecim na świecie. Mu jedziemy do Cetinje, historycznej stolicy Czarnogóry. W mieście znajduje się rezydencja prezydenta Czarnogóry. Miasto zwane jest też miastem muzeów. Znajdują się one w budynkach będących kiedyś ambasadami. W Muzeum Narodowym znajduje się cenna ikona Matki Boskiej z Filermos, patronki Zakonu Maltańskiego. My zwiedzaliśmy monastyr, centrum duchowe Czarnogórców, będący dawną siedzibą władyków. Prawosławny duchowny, który oprowadzał naszą grupę, wskazywał groby znaczących postaci, a zwłaszcza otwarty sarkofag zawierający relikwie św. Piotra Cetyńskiego, czyli Piotra I Petrovicza-Njegosza, którego ogłoszono świętym jeszcze za życia. W sarkofagu znajdowały się dwie szkatuły z relikwiami, w tym jedna z ręką św. Jana Chrzciciela bez dwóch palców. Pozostałe dwa znajdują się w Rzymie i we Francji. Chociaż dla katolików to świętość, nie był to wcale przyjemny widok. Ciekawiej było w skarbcu. Znajdują się tam zabytki czarnogórskiego piśmiennictwa z piętnastego i siedemnastego wieku, najstarsza drukowana cyrylicą Księga Słowian Południowych, ikony, przedmioty liturgiczne: ornaty, kielichy, krzyże itp.
Wydaje mi się, że ciekawsze byłoby muzeum we dworze władyki Piotra II Petrovicia-Njegosza z 1838 r. Z opowiadań przewodniczki wiadomo, że znajdują się w nim pamiątki po władcy poecie, meble, biblioteka i inne przedmioty związane z jego życiem i twórczością.
Idąc od parkingu, dwukrotnie mijaliśmy Cerkiew na Czipurze.
Na fasadzie znajduje się tablica z napisem ” Tę świętą cerkiew Narodzin Bogurodzicy zbudował i ufundował błogosławiony Władca Książę Czarnogórski Mikołaj I Petrovicz-Niegosz w 7394 rocznicę stworzenia świata i 1886 narodzin Chrystusa na fundamentach byłej cerkwi zbudowanej przez błogosławionego władcę Ivana Crnojevicia”. W ramach pereł czarnogórskich zwiedzaliśmy jeszcze wypoczynkową miejscowość, Budwę. Miejscowość przyciąga malowniczymi widokami, zabytkową starówką i licznymi piaszczystymi plażami. Stare miasto liczy około 2500 lat. Otoczone murami obronnymi. Jednym z elementów godnych uwagi jest średniowieczna Cytadela. Największym obiektem sakralnym jest katedra św. Jana, z obrazem Matki Boskiej Budwańskiej. Obok katedry znajduje się Cerkiew św. Trójcy i niewielka Cerkiew św. Sawy. Tuż przy murach obronnych znajduje się Kościół św. Marii in Punta z cudownym obrazem Madonna de Punta. Jest to najstarszy zabytek w mieście. Całe miasteczko jest niewielkie. Wystarczy siedem minut by przejść je wzdłuż / od muru do muru/ i tyle samo aby przejść je w szerz. Uroku dodają wąskie uliczki z ukrytymi w nich sklepikami, kawiarenkami.
Zbiórka za murami, przy dzwonie, zerknięcie na port jachtowy i dalej w drogę.
Kolejny dzień spędziliśmy w sposób niezorganizowany. Trochę opalania i kąpieli . Ulcinji. cieszy się z rozległych piaszczystych plaż . Wielka plaża, piaszczysta o długości 13 km. Przy tej był nasz ośrodek. Jest też jeszcze Mała plaża, też piaszczysta, długość 700 m w pobliżu starówki, Ada piaszczysta plaża, długości 3 km w części przeznaczona dla naturystów i Valdanos – plaża żwirowa, długości ok. 800 m, położona wśród gajów oliwnych. Było też trochę zwiedzania na własną rękę. Idąc do starego miasta mijaliśmy kanał, bo nie rzekę, / woda była stojąca/.z dziwnymi „urządzeniami”.
Kojarzyło mi się to z widokiem chińskim. Jak się dowiedzieliśmy, odławiają tam ryby. Stąd też chyba pochodził fetor jak z oczyszczalni, który dochodził do naszego pokoju któregoś wieczora, Ryb już tam nie jadłam. Przewodniczka mówiła, że na piechotę do starego miasta w pół godziny. Tu wiekami spotykały się kultury Wschodu i Zachodu.
My szliśmy godzinę i ciągle nic. Było miasto, ale nie to którego szukaliśmy. Wkrótce pojawił się widok . To tam mieliśmy się dostać.
Jurek już stracił ochotę. Jednak skoro przeszliśmy tyle to musimy iść dalej. Warto było. Starówka wysunięta w głąb morza, licząca ponad dwa tysiące lat. Otoczona murami, urocze kamienne uliczki i liczne zakamarki.
Dawniej miasteczko piratów, teraz żyje własnym życiem. Restauratorzy zapraszają do wejścia, skosztowania czegoś. Może i tak byśmy zrobili, gdyby nie zagubienie się mojego Pana. Był w zasięgi wzroku zaraz przy wejściu. Chwila wystarczyła, że zniknął. Mógł iść inna uliczką. Była ich cała plątanina. Może nawet nie uliczek, ale zakamarków. Chodziliśmy, szukaliśmy i nic. Nikt nie wpadł na pomysł, że szedł do taksówki wodnej zewnętrzną stroną, drogą za murami. On czekał tam,
my w miasteczku. Mnie już puściła wyobraźnia o piratach, że coś mu się stało. Nie było więc kawy, nie było taksówki wodnej, tylko marsz z powrotem i głupie myśli. Ważne, że zguba się znalazła.
Ulcinji leży blisko granicy z Albanią. Postanowiliśmy też tam pojechać. Albania kojarzyła nam się z pastwiskami, transportem na osiołkach i biedą. Może jest to nadal, ale są zmiany. W starożytności Albanię zamieszkiwał starożytny lud indoeuropejski Ilirów, którzy wymieszali się później z Trakami i Słowianami. W 168 roku kraj został uzależniony od Rzymian, potem od Cesarstwa Bizantyńskiego. W IX–XI wieku tereny Albanii wchodziły w skład carstwa Bułgarii. Podczas I wojny światowej Albania była okupowana przez Serbów, Austriaków i Włochów. W 1946 roku powstała Ludowa Republika Albanii. W 1976 nazwę kraju zmieniono na Ludową Socjalistyczną Republikę Albanii. W 1991 odbyły się pierwsze w historii demokratyczne wybory. Od 2005 r. władzę przejęła koalicja partii opozycyjnych, na czele z Partią Demokratyczną. Po komunistach pozostały na każdym kroku bunkry. Z betonu przeznaczonego na ich budowę, każdy Albańczyk mógłby mieć drugie mieszkanie.
Ulcinji leży blisko granicy z Albanią. Postanowiliśmy też tam pojechać. Albania kojarzyła nam się z pastwiskami, transportem na osiołkach i biedą. Może jest to nadal, ale są zmiany. W starożytności Albanię zamieszkiwał starożytny lud indoeuropejski Ilirów, którzy wymieszali się później z Trakami i Słowianami. W 168 roku kraj został uzależniony od Rzymian, potem od Cesarstwa Bizantyńskiego. W IX–XI wieku tereny Albanii wchodziły w skład carstwa Bułgarii. Podczas I wojny światowej Albania była okupowana przez Serbów, Austriaków i Włochów. W 1946 roku powstała Ludowa Republika Albanii. W 1976 nazwę kraju zmieniono na Ludową Socjalistyczną Republikę Albanii. W 1991 odbyły się pierwsze w historii demokratyczne wybory. Od 2005 r. władzę przejęła koalicja partii opozycyjnych, na czele z Partią Demokratyczną. Po komunistach pozostały na każdym kroku bunkry. Z betonu przeznaczonego na ich budowę, każdy Albańczyk mógłby mieć drugie mieszkanie.
Albania to knajpy w dawnych bunkrach i tony śmieci zalegające na ulicach. To kraj mercedesów , bo ponoć kiedy nie mieli sieci dróg, tylko mercedes mógł sobie poradzić. Jednocześnie wielu im nie przeszkadza mieszkać w ziemiankach otoczonych śmieciami. A może nie stać ich na lepsze lokum? Śmieci pozostają bez dyskusji. Dużo się buduje, pozostają kontrasty.
Co kilkadziesiąt metrów są stacje benzynowe, a jeszcze częściej myjnie samochodowe. Mieszczą się niemal na każdym podwórku w okolicy ważniejszych tras.
Ponoć Albańczyk myje samochód czasem kilka razy dziennie. Niestety w centrum miasta można dostać zawału z wrażenia. Tradycyjny sposób poruszania się autem tam nie istnieje. Albańczyk często skręcających na rondzie w lewo, nie będzie zadawał sobie trudu, aby objeżdżać go dookoła i wybiera krótszą drogę. Pod prąd pojedzie też na innej drodze.
Zawsze ktoś będzie trąbił, bowiem Albańczycy sygnalizują w ten sposób prawie wszystkie swoje manewry i zamiary, lub po prostu się pozdrawiają. Potrafią też stanąć na drodze na ploteczki, a za nimi stoi rządek zniecierpliwionych lub może wcale nie. Parkuje się też tam, gdzie jest miejsce. Może to być na środku ulicy. My, polegając całkowicie na naszym kierowcy, pojechaliśmy do Szkodry. Jest to największy ośrodek gospodarczy i kulturalny w północnej części Albanii. Ponad 80 tysięcy mieszkańców. Ważny węzeł drogowy, połączenie kolejowe z Czarnogórą, port lotniczy.
Starożytne miasto iliryjskie o nazwie Scodra, od 168 p.n.e. pod panowaniem Rzymu, w VI-VII wieku byli w nim Słowianie. W XI wieku stała się stolicą serbskiego królestwa Zety. Wiek XII to panowanie Cesarstwa Bizantyńskiego. Od końca XII wieku należało do Serbii, a w latach 1395–1479 do Republiki Weneckiej. Było też pod panowaniem Imperium osmańskiego. Od 1920 miasto należy do Albanii. My zwiedzaliśmy monumentalną twierdzę Rozafa. Najstarszy poziom archeolodzy oceniają na ok. 350 r. p.n.e. Warownię rozbudowywano i przebudowywano, najpoważniej przez Turków.
Miasto ma więcej zabytków. Do ciekawszych należy Ołowiany Meczet z lat 1773-74 oraz główny meczet Sheik Zamil Abdullah Al Zami, wybudowany w 1995 r. przez saudyjskiego szejka, z dwoma wysmukłymi minaretami i potężną kopułą. Jest też katolicka katedra św. Stefana, na budowę której wyraził zgodę sułtan osmański w 1851 r. Niestety to nie było zapisane w programie wycieczki więc nam tego nie pokazano. Możliwe, że ze względu na brak parkingów w okolicy tych obiektów. Ze Szkodry pojechaliśmy do położonej o 30 km na północny wschód od Tirany, Kruji. Początki Krui to III w. p.n.e. Współczesna Kruja została założona na zboczu wzgórza w IX wieku n.e. Od XII do XIII wieku była stolicą Królestwa Arbërii. W 1396 r. została podbita przez Imperium Osmańskie. W 1433 roku Skanderbeg / Jerzy Kastriota – albański przywódca, powstaniec i bohater narodowy /odbił miasto z rąk Turków i uczynił je swoją siedzibą. W 1928 odbyła się tutaj koronacja Ahmeda Zogu na króla Albanii.
Z zamkowego wzgórza, przy dobrej widoczności widać Tiranę.
My poszliśmy na zamek. Do mieszczącego się w nim muzeum historycznego nie wchodziliśmy.
Bardziej zainteresowało nas muzeum etnograficzne.
Był to dom bogatej rodziny, a eksponaty mówiły o jej życiu.
Wracając z zamku przechodziliśmy przez jarmark turecki. Wszyscy zapraszali do swoich stoisk. Najbardziej zachęcali biżuterią. Słyszało się nawoływania ” srebro, srebro”.
Spotkaliśmy też młodą parę. Piechotą do ślubu by się szło. Oni właśnie szli.
Po dniu spędzonym w Albanii, pozostało pakowanie i powrót do domu. Poznaliśmy znowu kawałek świata. Innego niż nasz. Inne góry, inne morze, inne obyczaje, inna roślinność. U nas nie rosną figi, kiwi, granaty. Rosną też inne kwiaty.
Świat jest piękny. Bałkanami jestem zachwycona. Ale to do domu zawsze chętnie wracam. Opis sporządziłam na podstawie informacji przekazanych przez przewodników oprowadzających po zwiedzanych miejscach.
/ wrzesień 2013 /
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz