czwartek, 20 czerwca 2019

Bieszczady i nie tylko - Krasiczyn

           W XV wieku wioska nosiła nazwę Śliwnica. W 1525 roku właścicielem wsi został Jakub z Siecina, który istniejący dwór obronny zaczął przekształcać w zamek. W tym czasie zabudowania składały się z budynku bramnego, dworu i zabudowań gospodarczych. Całość otaczały wał i fosa. W dalszym etapie zamek i pobliską wieś nazwano od nazwiska  późniejszego właściciela Krasiczyn /około 1602 roku /. Założycielem miasteczka Krasiczyn, które powstawało w latach 1615-1620, był kasztelan przemyski Stanisław Krasicki. Od końca XVI wieku Stanisław Krasicki i kolejny właściciel, rozbudowali i przekształcili surową warowną siedzibę w obronny zespół pałacowy. 



          Charakterystyczne dla zamku są cztery odmienne wieże narożne: Boska,




          Papieska, 




             Królewska 




          i Szlachecka. 





            Miały one odzwierciedlać wieczny porządek oraz role Kościoła, króla, papieża i szlachty. Baszta Boska z kopułą na szczycie mieściła kaplicę. Basztę Papieską wieńczy attyka. Znajdowały się w niej pokoje gościnne przeznaczone dla wysokich dostojników kościelnych. W Baszcie Królewskiej mieściły się apartamenty królewskie. Baszta Szlachecka jest zwieńczona koroną. Zamek w Krasiczynie to jeden z najpiękniejszych skarbów architektury renesansowo-manierystycznej w Europie. Na zewnątrz ozdobiony dekoracjami sgraffitowymi, attykami itp. 






         Nas ulokowane w "komnatach" hotelowych w powozowni. Pokoje zamkowe zajęte były przez weselników. Chwila odpoczynku i wybraliśmy się na spacer po parku i obejrzeć zamek z bliska. 









            W parku wiekowe drzewa.


            W zamkowej restauracji znajdującej się w sali rycerskiej zjedliśmy kolację. Smacznie i miła obsługa.





                Zrobiło się ciemno. Pachniało jaśminami. Byliśmy zmęczeni, ale zadowoleni. Na dodatek zerwał się deszcz i grzmiało. 




              Poranne przebudzenie trochę mnie przeraziło. Słyszałam spadające krople wody. Deszcz nie był dobry na początek dnia. W planie było arboretum w Bolestraszycach. W deszczu trudne do przełknięcia. Zdziwiłam się, bo przez okno wpadało słońce i był piękny ranek. Sprawa się wyjaśniła, gdy wyjrzałam przez okno. Nie wiem jak to nazwać, wodospad, fontanna, z rury spadała do oczka woda i wcale nie był to deszcz. Dopiero zauważyłam, że było patio.


Brak komentarzy: