Tegoroczne lato nas nie rozpieszcza. Kilkakrotnie planowany
wyjazd spalał na panewce, bo co za przyjemność pływać w deszczu. Teraz
wypłynęliśmy już w środę po południu, tak aby zdążyć na otwarcie mostu w
Sobieszewie. Pogoda była piękna. Widoki z wody też.
Docelowo w tym
dniu była Przegalina. Ponieważ śluzy czynne są od siódmej do osiemnastej, tutaj
zrobiliśmy sobie postój. W trzcinach obudziło się trochę komarów, ale wieczór
był piękny.
Poranny wschód słońca
również. O 4,35 pobudka. Zapowiadał się ładny dzień.
Kiedy otwierają się
wrota śluzy, to tak jak by się otwierało okno na świat.
Niewielki
odcinek pod prąd Wisły i następna śluza Gdańsk Głowa, a dalej Szkarpawa,
stojąca rzeka. Płynie się na niej jak na jeziorze.
Most pontonowy w
Drewnicy był otwarty, więc droga do Rybiny też. Szkarpawa raczej nie zachęca do
postoju. Jej brzegów bronią trzciny, tataraki, rdesty, nenufary i grążele.
Piękne, ale raczej ryzykowne. Tak samo jak wejście do Wisły Królewieckiej. W ubiegłym
roku tam płynęliśmy, ale teraz miałam wrażenie, że pływają tam tylko kajaki,
taka jest obfitość roślin na wodzie.
W Rybinie nic ciekawego się nie działo. Zjedliśmy obiad i popłynęliśmy w drogę powrotną. Po wejściu na Wisłę udaliśmy się pod prąd, do Tczewa. To nie jest już rzeczka, ale płynęło się dobrze, aczkolwiek dosyć długo. Od prędkości łodzi trzeba odjąć prędkość nurtu i wziąć poprawkę na wiatr.
W Rybinie nic ciekawego się nie działo. Zjedliśmy obiad i popłynęliśmy w drogę powrotną. Po wejściu na Wisłę udaliśmy się pod prąd, do Tczewa. To nie jest już rzeczka, ale płynęło się dobrze, aczkolwiek dosyć długo. Od prędkości łodzi trzeba odjąć prędkość nurtu i wziąć poprawkę na wiatr.
Zrobiło się
wietrznie i zimno. Nawet trochę popadało. Pogoda trochę przypomina już jesień.
Ptaki też chyba sposobią się do lotów. Wkrótce czeka je daleka droga.
Kiedy dopływaliśmy
do przystani w Tczewie już szarzało.
Nowa przystań
żeglarska nie spełniła naszych oczekiwań. Według informacji na swojej stronie,
zapewnia bezpieczny postój jednostkom o małej burcie, niezależnie od zmiennych
stanów wody, a wcale tak nie jest. Musieliśmy zacumować przy pomoście dla
dużych jednostek i skakać przez zamknięte barierki. Powiedziałabym obciach.
Umówiliśmy się tu z bratem i bratową. Dotarli nieco
spóźnieni, ale spędziliśmy miły wieczór. Ranek niestety nie był już taki miły.
Ulewa i burza sprawiła, że nie poszliśmy już na stare miasto, co mieliśmy
pierwotnie w planie, tylko jak deszcz przestał na chwilę padać i umilkły
pioruny, ruszyliśmy w drogę powrotną.
Wychodząc z Tczewa
jeszcze padało, potem się rozpogodziło.
Mijaliśmy kolejny most, w Kieżmarku. Słońce skrzyło się na
falach.
Z powrotem
płynęliśmy dużo szybciej. Teraz dodawaliśmy prędkość łodzi i nurtu. Aby nie
czekać przed mostem w Sobieszewie, nie weszliśmy do śluzy w Przegalinie, tylko
popłynęliśmy Przekopem Wisły do Zatoki. Tutaj płynęłam po raz pierwszy.
Mijany prom w Świbnie, rybacy wyciągający sieci i wpłynięcie
na zatokę.
To już nie była
Wisła. Wzmógł się wiatr. Fale z impetem rozbijały się o łódź. Kołysało nie na
żarty.
Do naszego
„portu” dopłynęliśmy jednak prędzej niż przeszlibyśmy w Sobieszewie most. W
niedzielę pogoda była znowu ładna, więc tym razem jako żeglarze szuwarowi
pływaliśmy na jeziorze Ostrzyckim. Spokojnie, relaksowo. Nigdy nie wiadomo, czy
jeszcze będzie w tym roku taka okazja. Trzepa łapać promyki słońca, póki można.
Można powiedzieć nasz
tegoroczny tydzień na wodzie.
/ sierpień 2011 /
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz