piątek, 23 lutego 2018

Świeradów Zdrój- IV-2012

     Kiedy w ubiegłym roku, w końcu lata przejeżdżaliśmy przez Świeradów, jednomyślnie stwierdziliśmy, że fajnie byłoby przejechać tu do sanatorium. Zatem kiedy nagle, bo na dwa tygodnie przed początkiem turnusu, otrzymaliśmy wiadomość o możliwości skierowania w to miejsce, nie mogło być innej odpowiedzi niż, tak. Oznaczało to znowu Święta bez rodziny, ale pomimo to pojechaliśmy. Świeradów i Góry Izerskie skusiły. Niestety trzytygodniowy pobyt raczej nie zachęcił do powtórnego skorzystania z tego miejsca. Pogoda jak mówią Norwegowie jest zawsze, tylko trzeba się odpowiednio ubrać. Nam jak na początek wiosny przypadło zimno, mgły, deszcze, a nawet śnieg, zawierucha i ślizgawka. 




         Pomijając warunki pogodowe, chcieliśmy trochę zwiedzić okolicę. Czasu na penetrację nie było zbyt wiele. Łataliśmy go więc i co nieco udało nam się zobaczyć. Niestety nie zawsze to co byśmy chcieli. Świeradów, pięknie położony w Górach Izerskich to przede wszystkim sanatorium oparte na naturalnych bogactwach. Na ich wykorzystaniu zbudowana została ponad 250-letnia tradycja działalności uzdrowiskowej, a są to woda mineralna, wody radonowe, świerk i borowina. 





           My, a raczej Jurek przydział z NFZ miał do Słoneczka.


          Mnie niestety nie udało się wykupić tam pobytu prywatnie, więc zainstalowałam się w pensjonacie Fortuna. Nocleg i zabiegi.


         
              Ponieważ chcieliśmy chociaż posiłki jeść razem, to biegałam codziennie z Fortuny do Słoneczka, a Jurek wracał wieczorem w odwrotnym kierunku. Odległość niewielka, bo Świeradów, to tak naprawdę  jedna ulica i od niej kilka niteczek, aż dziw bierze, że nie jednokierunkowych.  Obecny Dom Zdrojowy powstał w 1899 roku w miejscu zniszczonego w trakcie pożaru Domu Źródlanego. Obiekt składa się z dwóch części połączonych halą spacerową. Wokół piękny park. 



  













           Jak sanatorium, to też obok kilka ciekawych hoteli i pensjonatów.












                Sporo ładnych domów typu wille nie posiadało szyldów, zatem prywatne. Możliwe że również wynajmują pokoje dla gości.







         Powstają nowe, również te, które ratują stare obiekty. Po remoncie jest  dom nazywany Łazienkami Ludwika z 1878 roku. W tym miejscu bawiące się dzieci odkryły źródełko. Obiekt posiadał osiem podgrzewanych kabin do kąpieli mineralnych i borowinowych.


      Niestety są też wielkie zaniedbania innych, również ciekawych budynków. 




       To prawie skandal, aby w budynku sanatoryjnym z rynny wyrastało sobie drzewko. W centrum niektóre działki porośnięte samosiejkami, a wśród nich powycinanie , ale nie usunięte stosy gałęzi, brudno, walające się butelki, puszki po piwie, papiery. W parku miejscowi pijaczkowie. Straż Miejska owszem jest, bo przeczytałam o niej na stronie Urzędu, ale co robi nie wiem. Nigdy przez ten czas pobytu, nikogo nie widziałam. Ciągnąc temat dalej nie wiem też co robi Pan burmistrz, bo w mieście nie widać koordynacji działań i dbałości o porządek. Pan przewodnik, który przodował nam w niektórych wycieczkach, mówił tylko ” to początek, wkrótce się zazieleni”, czyli w domyśle zarośnie, to nie będzie widać. Kawiarnie i sklepiki z drobiazgami czynne do godziny 17 tej albo krócej, czyli nie dla kuracjuszy, bo ci dopiero teraz mieli czas wolny. To samo z główną atrakcją Świeradowa, kolejką gondolową na Stok Izerski. Czynna od 10 – 15. Nikt w tym mieście nic nie nadzoruje, nie koordynuje, nie myśli, robi po swojemu i dla siebie. Musieliśmy się ratować i zadowalać tym co pozostało. Spacery po miasteczku i zaglądanie przez szyby okien reklamowych. Raz udało nam się trafić, już po oficjalnym zamknięciu , na kawę i ciastko. Jedyna kawiarnia był w Domu Zdrojowym. W centrum rozkopane ulice, będące akurat w remoncie nie dodawały uroku, ale cóż trzeba to przeżyć, aby kiedyś było lepiej.




            Bałagan był też wokół rozbudowującego się Domu Zdrojowego St. Lukas.


           Były też miejsca uporządkowane. Grzechem byłoby mówić, że wszystko było źle.


         Na trasie naszych codziennych kilku razowych przejść, tuż przy Domu Zdrojowym jest kościół Świętego Józefa. Wybudowano go w latach 1898 -1899 dzięki staraniom hrabiny von Schaffgotsch. Wewnątrz znajdują się cztery witraże i Droga Krzyżowa. Kaplica ta połączona z nowym kościołem jest dziś jego integralną częścią. Od frontu odobiony dwiema wieżami.












                 Przed kościołem, było to jedyne miejsce na początku naszego pobytu, posadzono już nawet bratki.


               Spacerując po miasteczku odnajdowaliśmy różne ciekawe miejsca. Idąc wzdłuż Kwisy od wylotu z miasta na Szklarską Porębę mijaliśmy Świerkową Karczmę 



              W dole po prawej odnowione Łazienkami Ludwika


         dalej  Kompleks Nadleśnictwa




        Aż dotarliśmy do restauracji La Gondola.


         Po poprzednim pobycie w sanatorium w Piwnicznej, gdzie mieliśmy fantastycznego KO i jednocześnie przewodnika, oczekiwaliśmy czegoś podobnego również tutaj. Przewodnik nawet był, ale nie starał się. Interesowały go bardziej niż my, jego finanse. Co chwila mówił o dodatkowym dla niego, składkowym. Owszem poprowadził nas po budynkach sanatoryjnych, które już wcześniej my sami zdążyliśmy zaliczyć, bo to ścisłe centrum. Innym razem zabrał nas w kierunku wyciągu. Prowadził  uliczkami osiedla domków jednorodzinnych, skąd roztaczał się widok na góry. Niestety pogoda w tym dniu była mglista, dżdżysta, chociaż miało to też swój urok. Doszliśmy aż pod Tyrolską Chatę.








           Stamtąd widok na miasto i stację narciarską.






              Wiedzieliśmy już, że stacja jest nieczynna, więc popatrzyliśmy z daleka i ulicą Cichą, przez las, przy cmentarzu dotarliśmy do hotelu " Leśny Gród".


    Byliśmy trochę zziębnięci, więc wszyscy ruszyli do restauracji po coś na rozgrzewkę. Specjalnością restauracji są dania z dziczyzny, więc i wystrój stosowny do tego.



















           W niedzielę, 1 kwietnia Pan Przewodnik zorganizował nam wycieczkę wyjazdową. Niedziela to dzień bez zabiegów, więc do dyspozycji jest cały dzień. Pierwszy przystanek to słynny zakręt śmierci. Na sudeckiej drodze ze Świeradowa do Szklarskiej Poręby, na wysokości 775 m n.p.m znajduje się ostry, o łuku prawie 180 stopni, zakręt. Swoją nazwę ma od licznych wypadków w tym miejscu. Rozciąga się też z tego miejsca wspaniały widok na panoramę Karkonoszy, Kotlinę Jeleniogórską i miasto.



          Około pół godziny marszu od Zakrętu Śmierci, przy szlaku na Zbójeckie Skały znajduje się sztolnia starej kopalni pirytu z XVII wieku. Warunki pogodowe nie odpowiadały, aby tam pójść.  A w Szklarskiej Porębie, Muzeum Mineralogiczne. Mieści ono najoryginalniejsze zbiory geologiczne w Polsce.







      Kolejny był Wodospad Szklarki. Pierwsze o nim wzmianki pochodzą z czasów średniowiecza. Uważano go za miejsce szczególne. W środkowej części Wąwozu, na skalnym progu na wysokości 520 m n.p.m. znajduje się Wodospad Szklarki. Woda spadająca kaskadą w dół zwęża się u dołu i skręca spiralnie. Strumień wody wodospadu ma wysokość 13,3 m W 1868 roku wybudowano przy nim gospodę, która przekształcona została w dzisiejsze Schronisko „Kochanówka”. Nam bardzo się przydało, aby się rozgrzać.











              Po krótkiej rozgrzewce pojechaliśmy do Cieplic. Dawniej była to wieś, od 1935 roku samodzielne miasto, które w 1976 roku zostało przyłączone do Jeleniej Góry. Według legendy, cieplickie źródła miały zostać odkryte w 1175 roku przez księcia Bolesława Wysokiego w czasie pogoni za jeleniem podczas polowania. Zranione zwierzę wskoczyło do gorących źródeł, ozdrowiało, a książę miał wybudować w tym miejscu dworek myśliwski. Pierwsze zapisy o Cieplicach pochodzą z 1281 roku, kiedy to darowano joannitom ze Strzegomia miejscowość Ciepłe Źródła. W 1318 roku pojawiły się wzmianki o miejscowym kościele. Od połowy XIV wieku do 1945 roku Cieplice stanowiły własność rodziny  Schaffgotschów, którzy od XVII wieku, czyli od spalenia się zamku Chojnik , posiadali w tutejszym pałacu  główną rezydencję rodu. W 1836 powstał teatr zdrojowy, w którym występowali zarówno artyści, jak i goście uzdrowiskowi, a nawet członkowie rodu Schaffgotschów. W 1526 roku Cieplice wraz z Królestwem Czeskim weszły z skład monarchii habsburskiej. Już w XVI wieku w Cieplickim Zdroju bywali kuracjusze z całej Rzeszy a także Polski. Rozwój uzdrowiska zahamowała wojna trzydziestoletnia. W II połowie XVII wieku  bywali tam Radziwiłłowie, była  królowa Marysieńka ze swoim dworem. Później  wśród gości zaszczycili Johann Wolfgang Goethe, król pruski Fryderyk Wilhelm III z żoną, John Quincy Adams, późniejszy prezydent USA, Hugo Kołłątaj, Józef Wybicki, Izabella Czartoryska. My w Cieplicach zwiedzaliśmy niewiele. Fragment starówki z pałacem Schaffgotschów









       Potem przeszliśmy do Parku Zdrojowego przylegającego do Pałacu. Pierwsze wzmianki o przypałacowym ogrodzie francuskim pochodzą z 1748 roku. Na początku willa Edward. 



           Z Parkiem Zdrojowym sąsiaduje Park Norweski. Założony został na początku XX wieku przez właściciela fabryki maszyn papierniczych i oddzielał zakład produkcyjny od osiedla domów pracowników. Obecna nazwa pochodzi od pawilonu wybudowanego na wzór restauracji w Oslo. Mieści się  w nim Muzeum Przyrodnicze.






















         Na terenie Muzeum znajduje się też niezwykła pasieka. Jest to odtworzona pasieka "12 Apostołów", która swego czasu znajdowała się w stolicy pszczelarstwa w miejscowości Dworek koło Lwówka Śląskiego. Składała się z 20 uli wydrążonych z pni drzew, a przedstawiających postaci apostołów, czy inne osoby. Pasieka była słynna w Europie, ale pisały o niej również gazety amerykańskie.






          Dalej, nieco krętą drogą, wzdłuż Podgórzyńskich Stawów,  drogą z pięknymi widokami na góry, domki w stylu tyrolskim do Karpacza.





             Stąd spojrzenie na Śnieżkę i schronisko i wizyta w Świątyni Wang.





       Kościół Górski Naszego Zbawiciela to ewangelicki kościół parafialny w Karpaczu. Powszechnie znany jest jako Świątynia Wang. Jego nazwa wzięła się od nazwy miejscowości Vang w Norwegii, skąd został w 1842 roku przeniesiony.  Zbudowany został z sosnowych bali na przełomie XII i XIII  wieku. Powstał jako jeden z około tysiąca  norweskich kościołów słupowych.  Uważany jest za najstarszy drewniany kościół w Polsce. W XIX wieku świątynia stała się za mała na potrzeby ludności miejscowości Vang, która na nowy kościół, musiała zaciągnąć pożyczkę.  Kościół był mocno zniszczony, ale nadawał się do sprzedaży w celu rozbiórki i odbudowania w innym miejscu. Wtedy norweski malarz Jan Krystian Dahl  przebywający w Dreźnie  skłonił pruskiego króla Fryderyka Wilhelma IV  do jego zakupu dla berlińskiego muzeum. Za 427 marek  kościół trafił do Szczecina, potem do Berlina, wreszcie w 1842 roku  do Karpacza. Znaczna część oryginalnych elementów kościoła nie nadawała się do użytku. Uważano, że z Norwegii przewieziono tylko jedną piętnastą jego fragmentów. Brakujące części dorabiano w trakcie budowy na podstawie rysunków. W zrekonstruowanym kościele wybudowano krużganki , wieżę oraz wykonano okna w krużgankach i w ścianach wewnętrznych, których pierwotny kościół nie posiadał. Oryginalne są umieszczone pośrodku kościoła cztery drewniane kolumny oraz bogato rzeźbione portale oraz rzeźbione lwy nordyckie. Spośród późniejszych elementów na uwagę zasługuje bogato zdobiony krucyfiks wyrzeźbiony w jednym pniu dębowym  w 1846 roku. Kościół wykonano bez użycia gwoździ, jedynie przy pomocy drewnianych złączy ciesielskich. Wnętrze świątyni ozdobione jest oryginalnymi zdobieniami i rzeźbami. Bryła obiektu podczas prac konserwatorskich, zgodnie z XIX-wiecznymi trendami konserwatorskimi, uległa znacznej rozbudowie. Dobudowano też wysoką kamienną dzwonnicę, która chroni drewnianą świątynię przed wiatrem wiejącym znad Śnieżki. Kościół posiada 3 dzwonyOwieczka BożaOjcze Nasz i Chwała Chrystusowi. Obok znajduje się niewielki, zabytkowy cmentarzyk z oryginalnymi nagrobkami.












           Zza okien autokaru spojrzeliśmy jeszcze na kilka pensjonatów.







            Dalej malowniczą drogą wracaliśmy do Świeradowa. Rano była śnieżyca, a teraz zapachniało wiosną. Był przecież 1 kwiecień.








            Nasz przewodnik zorganizował nam jeszcze jedną wycieczkę, do czeskiego zamku  Frydland, ale o tym i naszych prywatnych wyjazdach i wyjściach w następnym poście 

               / kwiecień 2012 /

Brak komentarzy: