sobota, 24 lutego 2018

Świeradów Zdrój część II IV/2012

          Kontynuując  poprzednie zapisy, czwartą i ostatnią wycieczką zorganizowaną przez przewodnika, był wyjazd na zamek Frydland w Czechach. Miasto leży na pograniczy Gór Izerskich, 11 kilometrów od granicy z Polską. Należy do największych zamków w Czechach. Stanowi połączenie średniowiecznego zamku z renesansowym pałacem. Wzniesiono go na wzgórzu nad rzeką, na ziemiach, które jako lenno otrzymał Rudolf Biberstein. On w 1278 roku rozpoczął budowę zamku. W czasie wojen husyckich, pomimo, że miasto spłonęło, zamek ocalał. W kolejnych okresach został rozbudowany, otoczony murem, aż wreszcie przebudowany w stylu renesansowym. Zmieniał też właścicieli. Najbardziej znanym właścicielem zamku był Albrecht Wallenstein. W 1800 roku  jako pierwszy w Europie Środkowej, został udostępniony zwiedzającymZamek otacza obszerny park z monumentalnymi drzewami. Akurat zakwitła łąka pełna niebieskiego kwiecia.



      Trasa zwiedzania obejmuje dziedziniec zamkowy z sgraffitowymi dekoracjami oraz wnętrza zamkowe, kaplicę zamkową św. Anny, pokoje hrabianki, łazienka, pokój dziecinny, pokoje hrabiego, salon reprezentacyjny, salon jadalny, kuchnia.




































                 Tak jak pisałam, za bardzo się nasz przewodnik nie starał. Radziliśmy więc sobie sami. Któregoś dnia wybraliśmy się do Czarciego Młyna. Znajduje się on sporo od centrum miasta. Jest to stary z około 1890 roku, ale pracujący do dziś młyn, który posiada oryginalne wyposażenie z okresu jego budowy. W roku 1957 zmodernizowano napęd młyna. Koło wodne zastąpiono napędem z przedwojennego silnika elektrycznego. Niestety we młynie akurat przeprowadzano remont. Mogliśmy zerknąć tylko z zewnątrz.



           W dalszą drogę wyruszyliśmy do Czech. Najbliżej były Nowe Miasto pod Smrekiem i Jindrichowice pod Smrekiem. My pojechaliśmy do Jindrichowic. Nieduża wieś, w której kończy się czynna linia kolejowa  łącząca wieś z  Frydlantem. Już przed wjazdem w teren zabudowany stoją ruiny kościoła pw. św. Jakuba Starszego. W tym miejscu rozciągała się pierwsza osada o której wzmiankowano w 1281 roku.  We wsi znajdowało się około 15 domów, zamieszkałych przez drwalów. Wraz z kościołem została spalona w 1431 roku przez oddział husytów. Wieś nie została nigdy odbudowana. Pozostały do dziś jedynie ruiny kościoła.




              Kilkadziesiąt lat po najeździe husytów rozpoczęto odbudowę wsi, w jej obecnym miejscu. Od XIX wieku we wsi rozwijał się przemysł włókienniczy. Fabrykę włókienniczą założono w 1823 roku. Została zamknięta w roku 1933. Zapewne dlatego w tak niewielkiej wsi pozostało kilka pięknych kamienic, niestety bardzo zniszczonych.






         I ładnie odnowione wille w której swoje miejsce znalazły domy dla seniorów.



    W centrum jest  barokowy kościół św. Trójcy. Według dostępnych materiałów historycznych budowę rozpoczęto w 1550 roku w miejscu wcześniejszej drewnianej kaplicy. W 1715 roku przebudowano go w stylu barokowym i tak pozostał do dzisiaj. W pierwszej połowie XIX wieku na wieży wbudowano zegar i zawieszono dzwony. Dzisiaj zamknięty i bardzo zniszczony. Nawet jeśli ateiści, to przecież zabytek i historia.



           Taki był / plansza przed kościołem/.


  Gmina Jindřichovice pod Smrkem realizuje „Koncepcję energetycznie samowystarczalnego mikroregionu“. Jednym z podstawowych zamierzeń tej koncepcji jest wykorzystanie energii wiatru. W 2003 roku zostały uruchomione elektrownie wiatrowe.



               Elektrownie wiatrowe to nowoczesność i przyszłość. A jak wyglądała przeszłość?
Odpowiedź na to możemy znaleźć w żywym skansenie, również w Jindrichowicach. Muzeum poświęcone jest życiu wiejskiej ludności przed rewolucją przemysłową. 
















              W tym dniu to było wszystko. Wróciliśmy do Świeradowa. Do Czech wybraliśmy się powtórnie. Znowu przez Nowe Miasto pod Smrekiem. Miasto założone w XVIII wieku dla zaproszonych górników wydobywających cynę. Po upadku wydobycia, upadło też miasto. Ponowny rozwój przyniósł w XIX wieku rozwój przemysłu tekstylnego. Niestety nas znowu nie zatrzymało.



       Pojechaliśmy malowniczą drogą  w kierunku Hejnic. 





          Na trasie znajduje się gmina Łaźnie Libwerda. Rozciąga się na wysokości  424 metry nad poziomem morza, na pograniczu Czech, Niemiec oraz Polski.  Ze względu na przepiękny krajobraz Łaźnie Libwerda są jednym z najważniejszych ośrodków turystycznych. Łaźnie znane były już pod koniec XIV wieku, kiedy leczył się w nich saski król August I. W wieku XVII odkryte zostały tam źródła mineralne. Wybudowano wówczas pierwszy dom łaźniowy. Następne źródła odkryto w latach 50 tych XX wieku. Ciekawym zabytkiem jest dwupiętrowy zameczek wraz z pawilonami łaźniowymi. Kompleks otoczony jest pięknym parkiem.













        Z Łaźni do Hejnic było już niedaleko.  Miasteczko leży pod Górami Izerskimi w dolinie rzeczki  Smieda / po polsku Witka/. Ich historia związana jest z cudownym obrazem i kościołem odpustowym, który powstał  w 1211 roku. Lecznicza woda ze źródła w niedalekiej miejscowości Łaźnie Libverda podobno miała wpływ na uzdrawianie chorych. W 1692 roku hrabia Franciszek Gallas założył w Hejnicach klasztor zakonu franciszkanów. W XVI wieku w okolicy Hejnic otwarto kopalnie rudy żelaza, a w wieku XIX  powstało kilka fabryk włókienniczych.  Prawa miejskie Hejnice uzyskały dopiero w 1917 roku. 







         W Hejnicach zobaczyć należy kościół  Odwiedzin Panny Marii z XIV wieku. Kościół był kilkakrotnie przebudowywany. Ostatni raz przybrał styl barokowy. W kościele jest grobowiec rodu Gallasów, założycieli miejscowego klasztoru. Kościół był otwarty, a przy drzwiach siedziało kilku chłopców, którzy z chęcią nas po nim oprowadzili. 






            Częścią Hejnic jest dawna wieś Ferdinandov. Leży pomiędzy rzeczkami Małym i Wielkim Stolpichem. Założono ją w 1781 roku. Została nazwana na cześć trzeciego syna ówczesnego właściciela majątku, hrabiego  Gallasa. Podjechaliśmy nad Stolpich, a stąd wzdłuż potoku żółtym szlakiem udaliśmy się w kierunku Orzesznika. Na szczyt nie doszliśmy, bo to około 9 km, a było już sporo po południu, ale spacer po lesie był udany.







         Wróciliśmy ze szlaku i wśród pięknych panoram skierowaliśmy się do Świeradowa.



          A ten relikt przeszłości od 2007 roku czeka na zagospodarowanie. 


        Wycieczkę wyjazdową do Czech zrobiliśmy sobie jeszcze w święta wielkanocne. Przy okazji odwiedziliśmy znajomych. Zw Świeradowa wyjeżdżaliśmy o ósmej. W nocy napadało śniegu, było mroźno i jak się potem okazało ślisko. 







  
            Za Frydlantem okazało się, że jest bardzo ślisko. Na drodze pojawiły się nawet problemy.

             Potem było nie najgorzej, ale zima wróciła.






                     Im dalej na południe, tym było lepiej.














            W Teplicach nie było śladu śniegu. Było szaro buro, ale kwitły forsycje.


 

                Kolejnego dnia było jeszcze lepiej.


          Teplice są jednym z najstarszych uzdrowisk w Czechach. Początki miasta sięgają średniowiecza i związane są ze źródłami wód leczniczych. W pobliżu ciepłych źródeł osadzono klasztor benedyktynek, obok którego rozwinęła się osada, a później miasto. Dalszy rozwój uzdrowiska przyniósł wiek XVI, kiedy wybudowano pierwszy kamienny budynek z basenami leczniczymi. W 1793 miasto ulega zniszczeniu w wyniku pożaru. Zostaje odbudowane w stylu klasycystycznym i empire. Lata świetności uzdrowiska przypadają na wiek XIX, kiedy jego gośćmi były znane postacie polityki i kultury. Wśród nich m.in. cesarz Ferdynand I, car Aleksander II Ludwik Bonaparte, Goethe, Beethoven, Chopin. W XX wieku na skutek rozwoju przemysłu i górnictwa węgla  miasto utraciło charakter uzdrowiska. My pogościliśmy się u znajomych i następnego dnia wyruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem pogoda była już ładna, wiosenna.


        Zatrzymaliśmy się w Czeskiej Kamienicy. Jest to starożytne miasto położone w dolinie rzeki Kamienice, otoczone Górami Łużyckimi, Czeską Szwajcarią i Czeskimi Górami Środkowymi. Miasto założone zostało w XI wieku prawdopodobnie przez Serbów Łużyckich. Wiek XIII to czas osadników niemieckich. Pierwsze zapisy pochodzą z 1352 roku jako o mieście z kościołem parafialnym. Podczas wojny 30 letnie było wojenną twierdzą. Miasto otoczone było murami. W północnej części miasta znajduje się kaplica Narodzenia Najświętszej Maryi Panny z 1736 -1739 roku. Kaplica połączona jest krużgankami z klasztorem. 























             Wieża kościoła Św. Jakuba


                 Tuż za kościołem, zamek.


              W centrum rynek z pięknymi kamieniczkami i ratuszem.










             Pożegnaliśmy jednak Czeskie Kamienice. Po drodze był jeszcze Frydland. Z naszym przewodnikiem byliśmy tylko na zamku. W centrum miasta znajduje się kościół znalezienia św. Krzyża. Częścią tego kompleksu jest kościół z nagrobkami, Kaplica Chrystusa w lochu, krzyż, pomnik św. Heleny, Kolumna z figurą Matki Boskiej  i plebania z oficynami. Aż do 1710 roku, kiedy to został zamknięty, wokół kościoła znajdował się stary miejski cmentarz, który został otoczony kamiennymi ścianami, w którym częściowo zachowana została droga krzyżowa. Obszar ten jest  chroniony jako zabytek kultury Republiki Czeskie.










                Wokół rynku kamieniczki i ratusz.










             To była ostatnia wyprawa autem. Pozostałe wokół Świeradowa kontynuowaliśmy na piechotę. Na przykład, któregoś dnia poszliśmy szlakiem od Domu Zdrojowego czerwonym szlakiem, Nową Drogą Izerską w górę. 


          Trasa niedaleka, bo doszliśmy do Hotelu Czeszka i Słowaczka.


           Nieco za hotelem zeszliśmy z drogi na szlak prowadzący w dół. Ścieżka wiodła przez las, przeszliśmy pod linią wyciągu narciarskiego i  przy potoku Santa Maria.



               Doszliśmy do dolne stacji kolejki, a potem do Tyrolskiej Chaty. 










                  Coś pysznego, coś ciepłego i powrót do pensjonatu. Innego dnia od Domu Zdrojowego, ulicą Leśną do Kościuszki i Nadbrzeżną wróciliśmy do miasta. Piękne widoki, budziła się wiosna.




               Jest w Świeradowie miejsce trochę nietypowe. Jest to prywatne Muzeum Szachów. Znajduje się ono pensjonacie „Szach-Mat”, a jego właścicielem jest Wacław Romuald Kuśnierz, wieloletni szachista. W skład kolekcji wchodzą przeróżne komplety szachów, pojedyncze pionki i szachownice, a także literatura szachowa w różnych językach  i  komputery szachowe.



             Mnie zawsze góry zachęcały do wędrowania. W Izerskich byłam po raz pierwszy. Należało więc zaliczyć chociaż jeden szczyt. Wybraliśmy Stóg Izerski wysokości 1108m . Do dyspozycji tylko popołudnie, więc czasu niewiele i zimowe warunki. Pomogliśmy sobie wjeżdżając kolejką gondolową do góry, a dalej chcieliśmy trochę pochodzić. Zrobiła się jednak taka straszna śnieżyca, że podeszliśmy tylko przez wierzchołek do skrzyżowania szlaków i wróciliśmy do schroniska.











              Zmarznięte od trzymana kijków ręce rozgrzaliśmy przy ciepłych napojach i o dziwo po wyjściu ze schroniska, zupełnie zmieniła się pogoda. Pochodziliśmy jeszcze wokół  i ostatnim kursem kolejki zjechaliśmy na dół. 













           Nawet zaświeciło słoneczko. Przez okna wagonika zobaczyliśmy fragment trasy narciarskiej panoramy gór  i miasto.





               Świeradów leży w dolinie. Z jednej strony byliśmy na Stogu Izerskim, a z drugiej poszliśmy na Sępią Górę. Od Domu Zdrojowego ulicami Parkową, Korczaka, Stawową, Lipową i Sosnową. Dalej niebieskim szlakiem na Sępią Górę. Jej wysokość 829 metrów nad poziomem morza. Na szczycie góry znajduje się Biały Kamień, grupa granitowo gnejsowych  skałek z dużą zawartością kwarcu. Według legend na Sępiej Górze znajdowała się pogańska świątynia. Teraz jest to doskonały punkt widokowy na miasto i Stóg Izerski.
























          I tak nasz trzy tygodniowy pobyt dobiegał końca. Gołe gałęzie drzew, jakie zastaliśmy na początku zaczęły pokrywać się pąkami. Uruchomiono fontanny, posadzono kwiaty na skwerkach. W parku było coraz więcej osób wygrzewających się na ławeczkach w słońce.











               Może jednak warto byłoby tam wrócić o innej porze roku?


              Wracając do domu, jechaliśmy przez Kalisz. Trochę okrężnie, ale Kalisz zwiedziliśmy. Jan Długosz nazwał Kalisz najstarszym miastem Polski, jednak mija się to z prawdą, ponieważ miastem stał się dopiero w drugiej połowie XIII wieku. W VI , VII wieku istniały tam osady z których połączenia powstał gród kasztelański. Od X wieku był jedną z głównych siedzib Królestwa. W 1914 roku miasto zostało w 95 procentach zniszczone. Odbudowane je w latach 20 i 30 XX wieku. My byliśmy na głównym rynku na którym stoi renesansowy ratusz.



         Jest  tam kamienica z medalionami przedstawiającymi płaskorzeźby czterech wybitnych kaliszan, Adama Asnyka, Marii Konopnickiej, Marii Dąbrowskiej i Stefana Szolc- Rogozińskiego.



  Do wyróżniających się obiektów należy zespół klasztorny ojców franciszkanów ufundowany w 1256 roku.





        Katedra Św. Mikołaja Biskupa, gotycki kościół wzniesiony w latach 1253 1257. Posiada trzy nawy oraz kaplicę. Dekorowany malowidłami i witrażami Włodzimierza Tetmajera. W 1992 roku podniesiony przez Jana Pawła II do rangi katedry.









               Bazylika kolegiacka Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny znajdujący się  przy placu Św. Józefa, wzniesiona w 1353 roku w miejscu wcześniejszego kościoła, przebudowana po 1790 roku. Jest to narodowe sanktuarium Św. Józefa z Nazaretu licznie odwiedzane przez rzemieślników.




              Barokowy kościół Św. Wojciecha i Św. Stanisława Biskupa, od 1945 roku będący kościołem garnizonowym. Należy do zespołu gmachów jezuickich. Wzniesiony w latach 1592–1597. Po katedrze w Lublinie i i kolegiacie Bożego Ciała w Jarosławiu, najstarszy kościół jezuicki w Polsce. W wieży kościoła działało pierwsze polskie obserwatorium astronomiczne.




         Fragmenty murów miejskich z połowy XIV wieku. Ich budowę przypisuje się Kazimierzowi Wielkiemu. Umocnienia były otoczone ze wszystkich stron odnogami rzeki Prosny, Do miasta można było się dostać tylko przez jedną z 4 bram miejskich. 




          Od strony wschodniej do murów przylegał Zamek Królewski, który spłonął w pożarze miasta w 1537 roku. 


               Przy ulicy Stawiszyńskiej znajduje się jeszcze jeden kościół należący do jezuitów, kiedyś do zakonu bernardynów.  Jest to  kościół Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, wzniesiony w latach 1592 - 1622. 


          Obok kościoła świętych Wojciecha i Stanisława znajduje się duży gmach typu pałac z 1824 roku służący jako siedziba władz administracyjnych. Kolejno były to  województwa, rosyjskiej guberni, starostwa, powiatu.



        I szkoła muzyczna.


            Na rynku wystawa związana z obchodzoną 1850 rocznicą powstania miasta / w 2010 roku /.  Jest to replika wozu kupieckiego z okresu Cesarstwa Rzymskiego, jakim do miasta nad Prosną przybywali ówcześni kupcy zmierzający po bursztyn nad Bałtyk i materiały informacyjne na ten temat.



             Pożegnaliśmy Kalisz. Czekała nas długa droga do domu. Wracaliśmy bogatsi o nowo poznane miejsca.

/ kwiecień 2012 /


Brak komentarzy: