poniedziałek, 26 lutego 2018

Hiszpania- Maroko , wokół Gibraltaru

               To był wyjazd na dobry początek lata, a raczej pożegnanie wiosny. Europa i Afryka, po obu stronach Gibraltaru.


          Wylatywaliśmy z Warszawy z półgodzinnym opóźnieniem, aby po czterech godzinach wylądować w Maladze. Malaga to miasto w południowej  Hiszpanii, leżące nad Morzem Śródziemnym, u podnóża Gór Betyckich. Drugie co do wielkości / po Sewilli / miasto hiszpańskiej Andaluzji. Jest jednym z najstarszych miast Europy. Zamieszkane od VIII wieku p.n.e. To duży port handlowy i rybacki, kąpielisko na Costa del Sol. Tam  urodził się Pablo Picasso i Antonio Banderas. Zainstalowaliśmy się w hotelu i poszliśmy na kolację.




               Po powrocie do pokoju było już ciemno.




                  Rano, po bardzo wczesnym śniadaniu wyruszyliśmy do Gibraltaru. 






           Gibraltar stanowi zamorskie terytorium brytyjskie. Leży na południowym wybrzeżu Półwyspu Iberyjskiego, u ujścia Morza Śródziemnego do Oceanu Atlantyckiego. Jego powierzchnia to zaledwie 6,5 kilometrów kwadratowych. Góruje nad nim charakterystyczna biała skała. Pokłoniliśmy się jej z daleka. 




         Po przekroczeniu granicy przeszliśmy z naszego autokaru do minibusów, którymi  podróżowaliśmy dalej. W międzyczasie zdążyła nam się zagubić jakaś para turystów z naszej wycieczki. Kłopot dla pilota, ale zbyt długo nie czekaliśmy, dzwoniliśmy, nie wrócili. Pojechaliśmy sami. Oni stracili zwiedzanie.



       Po przejściu kontroli do miasta idzie się lub jedzie środkiem pasa startowego gibraltarskiego lotniska.



        Głównym naszym celem była słynna Skała Gibraltarska. Po wjechaniu do góry spotkanie z małpkami makaki. Prawdopodobnie zostały one sprowadzone na Gibraltar przez Maurów i  były przez nich traktowane jako zwierzęta domowe. Makaki zbliżają się do ludzi, wskakują na ramiona i żebrzą o smakołyki. Niezadowolone potrafią ponoć nawet ukraść turyście kapelusz czy torebkę.







             Na południe od rezerwatu znajduje się grota Świętego Michała / San Migel / w której mieści się sala koncertowa.


 




      Z tej wysokości rozciąga się też piękny widok na miasto, port i hiszpańskie Algeciras.








           Na południowym skraju Gibraltaru jest latarnia morska Europa Point z 1838 roku.  Mówi się, że jest to najdalszy na południe wysunięty cypel Europy. Jednak dalej wysunięta jest hiszpańska Punta de Tarifa. 





                  Był pogodny dzień, więc widoczne było północne wybrzeże Afryki.





       W 1997 roku na obszarze Europa Point ze środków Króla Arabii Saudyjskiej wybudowano meczet.




    W sąsiedztwie meczetu znajduje się niewielkie sanktuarium Matki Bożęj Europy.  Sanktuariem zostało od 1939 roku, kiedy z Gibraltaru wypędzono Maurów. Od 1704 do 1961 roku była okupowana przez anglików. Nie jest to zwykły kościół. Pierwotny budynek był prawdopodobnie sprzed 1309 roku i przeszedł wiele zmian. Dzwonnica była kiedyś oryginalną latarnią morską, a kościół był miejscem cudów i kultu od wczesnych czasów pielgrzymek. 



               W centrum rozciąga się długa na prawie kilometr, główna ulica miasta, Main Street. Ulica w obecnym kształcie powstała już w XIV wieku, niestety większość historycznej zabudowy została zniszczona przez oddziały hiszpańskie w trakcie Wielkiego Oblężenia. Ciekawe budynki przy Main Street to np. siedziba gubernatora Gibraltaru od 1728 roku.  Budynek powstał w pierwszej połowie XVI wieku jako siedziba Zakonu Franciszkanów.


                    Rzymskokatolicka Katedra Najświętszej Maryi Panny Królowej z 1462 roku.




              Wzdłuż ulicy ciągną się kolorowe budynki w których znajdziemy sklepy, puby i restauracje. Oczywiście skoro angielskie, to zabraknąć nie może charakterystycznych, czerwonych skrzynek pocztowych.







         Main Street dochodzimy do jednego z dwóch głównych placów  Grand Casemates Square.

           Większość budynków była udekorowana brytyjskimi flagami, bo ponoć z wizytą miał być Książę Karol.
         Będąc na Gibraltarze nie sposób nie mówić o Generale Władysławie Sikorskim. Polski dowódca zginął na tam 4 lipca 1943 roku w katastrofie lotniczej. Niestety doczekał się skromnego pomnika jedynie na tyłach jakiegoś garażu. 


               
          Nasz czas na Gibraltar się kończył. 



         Zobaczyliśmy co nieco i wyruszyliśmy do Algeciras, miasta położonego na przeciwległym wybrzeżu zatoki Algeciras. W tym hiszpańskim mieście znajduje się nowoczesny port, będący  jednym z bardziej ruchliwych w Europie. Posiada on regularne połączenia promowe z Tangerem w Maroku i z hiszpańską enklawą Ceutą. Za nami pozostała więc Europa i gibraltarska skała. 










           Przed nami Afryka i najbliższy port, jakim jest Ceuta.








        Ceuta to miasto twierdza, hiszpańska enklawa na terytorium Maroka. Leży na skalistym cyplu dokładnie naprzeciwko Gibraltaru. Prawdopodobnie została wybudowana w V wieku i  była strategicznym miejscem dla kupców, bo przez jej teren przebiegał ważny szlak handlowy. Od VIII wieku panowali w niej Arabowie, następnie plemiona berberyjskie. W wieku XV zdobyli ją  Portugalczycy , a sto lat później Hiszpanie. Może  się ona pochwalić pięknymi, piaszczystymi plażami, pałacem, zabytkowymi kościołami i historyczną fortyfikacją położoną nad brzegiem morza. Przy placu afrykańskim, katedra, Sanktuarium Najświętszej Marii Panny Afrykańskiej - Patronki i Wiecznej Burmistrzyni Miasta, ratusz miejski. W mieście zachowały się zabytkowe, arabskie łaźnie. Jest  ciekawy pomnik mitologicznego Herkulesa, rozpychającego słupy Gibraltaru.















              Ze starego, malowniczego miasta krok na plażę. Na chwilę można było zanurzyć nogi po afrykańskiej stronie Morza Śródziemnego i pozbierać  tamtejsze muszelki.


         Czas jednak było opuścić Ceutę. Jechaliśmy przecież do Maroka. Przy przejściu granicznym nie było już tak ciekawie. Tłum koczujących ludzi, czekających na przejście. Po przejściu widać, że to inna cywilizacja. Na początek zielona Afryka. Z upływem kilometrów soczystej zieleni było coraz mniej.


             Do Rabatu dojechaliśmy wieczorem. To około 500 tysięczne miasto założone zostało w 1150 roku przez kalifa Abd al-Mumina w pobliżu wcześniejszej rzymskiej  osady. Było to wówczas ufortyfikowane obozowisko dla wypadów wojennych na Półwysep Iberyjski. Od początku XVII wieku osiedlali się w nim muzułmanie wypędzani przez chrześcijańskich władców z terenów Półwyspu Iberyjskiego. Przez stulecia było centrum piractwa w zachodniej części Morza Śródziemnego. Od 1912 roku  stało się stolicą Maroka, kolonii francuskiej. Po uzyskaniu niepodległości w  1956 roku Rabat pozostał stolicą niepodległego państwa. Zabytki Rabatu to przede wszystkim pozostałości budowli rzymskich takich jak mury obronne, forum, termy, resztki budowli publicznych. Rabat jest centrum kultury islamu. Działa w nim Uniwersytet im. Muhammada V, konserwatorium, instytut języka arabskiego, biblioteka narodowa, liczne muzea.
                   Pierwsze wrażenia to miasto z okien autokaru.




                 Zwiedzanie zaczęliśmy od Pałacu Królewskiego  z XVIII wieku.











            Kolejne odwiedzane miejsce to miejsce spoczynku zmarłego sułtana Muhammada V / dziadka obecnego króla / i jego dwóch synów, Hassana II i Mulaja Abdullaha. Mauzoleum wzniesiono w tradycyjnym marokańskim stylu z zielonym dachem, symbolizującym islam  i bogatymi zdobieniami. Architektem był Wietnamczyk, a budowę ukończono w 1971 roku. Wewnątrz mauzoleum jest też muzeum historii dynastii Alawitów.

















                 Mauzoleum wzniesione zostało obok ruin meczetu Hassana, jednej z wielkich budowli islamu, niestety niedokończonej i zrujnowanej przez ogromne trzęsienie ziemi w 1755 roku. Budowę tego meczetu, który miał być największym w świecie i zaćmić wszystkie inne, podjął w  1196 roku  sułtan Jakub al-Mansur z dynastii Almohadów. Pojemność tego meczetu przewidywano na 40 tysięcy wiernych, co znacznie przekraczało ówczesne potrzeby Rabatu. Do czasu śmierci fundatora w 1199 roku, po której prace przerwano,  zbudowano 21 naw oraz postawiono 312 kolumn wspierających sklepienia. Wzniesiono również specjalną fontannę dla rytualnych muzułmańskich ablucji, zasilaną wodą z 11 ukrytych cystern. Wybudowano też do mniej więcej połowy wysokości, potężną wieżę  minaretu na planie kwadratu o bokach 16 na 16 metrów, który miał być najwyższym w ówczesnym świecie i liczyć wraz z latarnią na szczycie 80 metrów. Do meczetu prowadziło 10 bram. Budowę tę przerwano po śmierci fundatora, a trzęsienie ziemi spowodowało jej zniszczenie. Ocalał jedynie 44  metrowej wysokości fragment minaretu nazywany obecnie Wieżą Hassana oraz 312 masywnych kolumn. 

 











             W czasie wolnym jedni poszli szukać banków i wymieniać pieniądze. My poszliśmy odpocząć w parku - ogrodzie Nouzhat Hassan. Jest to najstarszy i największy park w Rabacie. Powstał w 1924 roku. Otwarty codziennie od rana do godziny 19 tej.




             Na przedmieściach  Rabatu, znajduje się  otoczony murami obronnymi rozległy kompleks starożytnych i średniowiecznych ruin, nekropolia dynastii Marynidów- Szella. 
               Pierwszymi osadnikami na tych terenach prawdopodobnie byli Fenicjanie, jednak do naszych czasów zachowały się tylko pozostałości rzymskiego miasta  Sala ColoniaW 1154 roku miasto zostało opuszczone, a jego mieszkańcy przenieśli się na drugą stronę rzeki, nad brzeg morza. W kolejnych wiekach na miejscu opuszczonej osady istniała królewska nekropolia, gdzie chowano władców. Najwięcej zabytków pochodzi z czasów sułtana Abu al- Hassana / 1331 -1351 rok /, który wzniósł tu mury i okazałą główną bramę. Na terenie kompleksu dobrze zachowany jest minaret dawnego meczetu  wzniesionego  na sto lat przed Abu al-Hassanem.

















               A to bardziej współczesne nekropolie Rabatu.




             W  najbardziej wysuniętym w ocean punkcie znajduje się kazba Al- Udaja. Jest to forteca, która niegdyś broniła miasto. Powstała w XI wieku, ale rozwinęła się po przybyciu Hiszpanów w XVIII wieku. Jest miejscem niezwykłym i wydaje się z twierdzą mieć niewiele wspólnego. Chyba jedynie to, że jest otoczona wysokimi murami z wspaniałą  bramą. Pomimo swojej militarnej przeszłości, przypomina raczej romantyczne miasteczko. Zaraz po wejściu po prawej stronie znajdują się przepiękne Ogrody Andaluzyjskie. Z nich jest przejście do  urokliwej kawiarni. Jest trochę droższa od innych, ale warto wypić w niej kawę. Z tarasu rozpościera się widok na całą zatokę i na położone po drugiej stronie rzeki miasto. Wrażenie sprawiają niebiesko-białe domki oddzielone od siebie wąskimi uliczkami. Uliczki ciche i  puste. Zupełne przeciwieństwo gwarnych medyn i suk.      Jedyne sklepy, to studia artystyczne w których sprzedają obrazy przedstawiające Rabat, czy fotografie okolicy lub  ręcznie wykonaną ceramikę.  





 




--------------------














              Zwiedzane są zazwyczaj miejsca historyczne, piękne. A jak codzienność? Obok bogactwa wielka biedota. Obok wspaniałych willi rozwalające się rudery. 





              Opuściliśmy Rabat i wzdłuż wybrzeża oceanu wyruszyliśmy do Casablanki. 

















           Dotychczas nazwa Casablanka kojarzyła mi się głównie z amerykańskim filmem z 1942 roku, z Humphreyem Bogartem i Ingrid Bergman w rolach głównych. Miasto nie ma jednak z filmem nic wspólnego, poza nazwą. Casablanka to miasto w zachodniej części Maroka. Leży tuż przy brzegu Oceanu Atlantyckiego. Ośrodek przemysłowy i kulturowy. Z racji położenia największy port morski Maroka. Miasto stanowi wielką metropolię, jedną z największych w Afryce. Mówi się, że Casablanka to miasto bogaczy. Niestety to również przedmieścia slamsów i biedoty. 




            My zatrzymaliśmy się tu dla meczetu Hassana II. Budowla zaprojektowana przez francuskiego architekta, wzniesiona w latach 1986 - 1993 jako życzenie króla Hassana II z okazji jego 51 urodzin. Wyjątkowo malownicze położenie meczetu, wznosi się bowiem częściowo na sztucznym nasypie, ponad wodami oceanu, skąd do świątyni powiewa przyjemny wiatr. Meczet jest trzecim, pod względem wielkości na świecie. Przylegający do niego minaret o wysokości 210 metrów czyni go najwyższym na świecie. Wewnątrz znajdują się również muzeum, biblioteka, łaźnie parowe, zaplecze konferencyjne i szkoła koraniczna.  










 

 





                  Na zakończenie pobytu w Casablance, w knajpce nad brzegiem oceanu zjedliśmy posiłek i wyruszyliśmy dalej w drogę. Kierunek Marrakesz. Jechaliśmy przez pasmo gór Atlas.













                Widzieliśmy kazby czyli domy obronne budowane z błota.










              Nawet jadący przez prawie pustkowie, pociąg.



               Wreszcie dojechaliśmy do Marrakeszu.



          Marrakesz powstał w drugiej połowie XI wieku. Pierwotnie był to niewielki ksar, czyli ufortyfikowana osadaktóry w kolejnych wiekach rozrósł się do warownego miasta. Pierwsze mury miejskie wzniesiono już na początku XII wieku i dotrwały one do naszych czasów w prawie niezmienionym stanie. Ich budulcem jest tzw. tabia czyli  materiał złożony głównie z czerwonej gliny. Stąd mówi się o Marrakeszu czerwone miasto. Za panowania Almohadów na przełomie XII i XIII wieku Marrakesz był stolicą wielkiego imperium. Był to również okres największej świetności miasta, które znacznie wówczas rozbudowano. Na początku XIII wieku po upadku imperium Almohadów, Marrakesz znalazł się w ogniu wojen domowych. Przejściowo odzyskał swoją rangę jako ośrodek administracyjny XIV-wiecznego państwa Marynidów , szybko jednak stracił swoją pozycję na rzecz  Fezu. Jego pozycję przywrócili w XVI wieku Sadyci. Po przejęciu władzy przez panującą do dziś dynastię Alawitów, stolicę przeniesiono do Meknesu. Od czasu uzyskania niepodległości przez Maroko do Marrakeszu napływa ludność z terenów wiejskich, a samo miasto jest jednym z ważniejszych ośrodków turystycznych Maroka. Było jeszcze dosyć czasu, aby pojechać na plac  Dżami al-Fana, największy plac w marrakeskiej medynie, będący niewątpliwą atrakcją turystyczną. Na placu każdego wieczoru odbywa się wielki targ ze straganami restauracyjnymi. Wokół nich gromadzą się kuglarze, berberyjscy opowiadacze legend i historii, bębniarze, muzycy gnawa, zaklinacze węży, samozwańczy uzdrawiacze i dentyści. Jest to miejsce pełne gwaru, zapachów, kolorów i pewnie i smaków.

































             Nasza Pani Pilotka nie mogła się doczekać kosztowania ślimaków. Zachwalała je bardzo i zaprowadziła gdzie ponoć są najlepsze. Chcieliśmy też spróbować. Sprzedawca nalał chochelką do małej miseczki, zapłaciliśmy, dostaliśmy patyczki i do degustacji. Kiedy zobaczyłam jak Jurek wyciąga z muszelki ślimaka z wnętrznościami zrobiło mi się niedobrze. Jurek co wyciągnął to zjadł z niesmakiem i resztę oddał. Sprzedający wylał zawartość miseczki do gara i było po degustacji. Poszliśmy na kawę do znajdującej się przy placu kawiarni.



               Tuż przy placu  Dżami al-Fana znajduję się Meczet Koutoubija / Księgarzy/. Jest bardzo dobrze widoczny z wielu miejsc w mieście ze względu na najwyższy minaret w Marrakeszu. Niestety jeśli nie jest się muzułmaninem nie można wejść do środka. Jego budowę rozpoczęto w 1147 roku, jednak w roku 1158 rozebrano meczet ze względu na błędne wyznaczenie kierunków podczas modlitwy,  a tym samy niszy wskazującej kierunek Mekki.  Nowy meczet został ukończony w 1199 roku. Meczet jest zbudowany w tradycyjnym arabskim stylu. 69 metrowa wieża jest ozdobiona czterema kulami z miedzi, które, według legendy, na początku były tylko trzy zrobione z czystego złota. Czwartą kulę podarowała żona kalifa Mansura, która jako zadośćuczynienie za złamanie postu w Ramadanie  kazała przetopić swoją złotą biżuterię w czwartą. Nazwa Księgarzy pochodzi od arabskiego księgarz, bibliotekarz, bowiem sprzedawcy rękopisów zaczęli ustawiać koło niego swoje stragany.




        Na tym zakończyliśmy dzień. Następnego kontynuowaliśmy wędrówkę po Marrakeszu. Pierwsze były Ogrody Majorelle. Ogród oddalony jest od centrum miasta o około 3 kilometry, a za czerwonym murem, który go ogradza znajduje się prawdziwy raj. Ogrody Majorelle to wizytówka miasta. Jego nazwa wzięła się od nazwiska francuskiego malarza Jacquesa Majorelle, który przybył do Marrakeszu w pierwszej na początku XX wieku na rekonwalescencję.  Na tyle zainteresował się wówczas sztuką marokańską, jej kolorami, że postanowił wybudować tam dom, który otoczył ogrodem. Nie ograniczał się w nim tylko do europejskich gatunków, lecz zwoził je z całego świata. Wyjątkowość tego miejsca to kolor stworzony przez Jacquesa. Zatrzymał się  pomiędzy granatem a błękitem. Pomalował na ten kolor wszystko dookoła, drzwi, framugi, ościeżnice, doniczki, schody, altanki, poręcze, i tak dalej, i to właśnie stworzyło to miejsce odmiennym. Swoje prace kontynuował aż do śmierci czyli 1962 roku. Potem ogród niszczał przez kolejne lata do czasu, kiedy urok tego miejsca odkryli w 1966 roku Yves Saint Laurent i Pierre Bergé. W 1980 roku kupili ogród i tym samym uratowali miejsce od degradacji. Głównymi atrakcjami ogrodu są zacienione ścieżki, pośród bujnie kwitnącej roślinności, której pochodzenie jest często bardzo egzotyczne. Na poczucie pełnego relaksu i odprężenia  mają wpływ budowle wodne wypełnione liliami wodnymi i kwiatami lotosu. W powietrzu unosi się zapach liści, gdzieniegdzie ich szelest i  śpiew ptaków. W ogrodzie znajduje się również budynek  w stylu mauretańskim lub stylu Art Deco.













            Nasyceni pięknem ogrodu pojechaliśmy do grobowców Saadytów. Nekropolia składa się z mauzoleów, dziedzińca i ogrodów. Grobowce to przykład architektury arabskiej.  Najstarszy zachowany grób cmentarzyska datowany jest na 1557 rokGrobowce zostały w XVII  wieku zamurowane. Przez blisko dwieście lat niszczały za wysokim murem, aż do ponownego odkrycia ich przez Francuzów podczas przelotu samolotem nad miastem.




         Kolejną atrakcją  Marrakeszu jest pałac sułtański  E-Bahia. Powstał stosunkowo niedawno, bo w XIX wieku i znajduje się na liście zabytków UNESCO.  Pięknie zdobione wnętrza mozaikami i koronkowymi ornamentami. Patia otoczone krużgankami, pełne cytrusowych drzew. Kamienne posadzki, mauretańskie łuki. Niestety nie pozostało nic z wyposażenia, które po śmierci ostatniego  z sułtanów zostało rozkradzione. 







            Na koniec pozostała medina, stare miasto. W 1985 roku została wpisana na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO.   Mury okalające medinę powstały z kamieni , piasku, gliny itp. Uliczki kręte i wąskie,  gdzieniegdzie węższe niż rozpiętość ramion. Po zagłębieniu się w ich tajemniczym labiryncie łatwo zgubić drogę. Regułą orientacyjną jest trzymanie się głównych, nieco szerszych ulic, a wtedy zawsze w końcu trafi się do jednej z bram miejskich. Wśród tej plątaniny uliczek zgromadziły się sklepy, stoiska i małe targi oferujące ludowe wyroby tekstylne, garncarskie, wiklinowe, piękne kilimy, dywany, owcze skóry, srebrne i mosiężne zastawy, charakterystyczne marokańskie kapcie o zakrzywionych noskach, arabską biżuterię, esencje, perfumy i olejki, świeże owoce oraz niezliczoną ilość przypraw usypanych w wielkie, kolorowe stożki, ale też pseudoludową tandetę pochodzącą głównie z Chin. Suki w medynie Marrakeszu należą do najatrakcyjniejszych w całym Maroku. Rytuałem jest targowanie się przy szklance gratisowej miętowej herbaty. Zaakceptowanie oferowanej przez sprzedawcę ceny może być potraktowane  jak afront, a przy umiejętnym targowaniu cena początkowa może spaść nawet o połowę. Sprzedawcy oprócz marokańskich dirhamów przyjmują każdą walutę wymienialną.











    W obrębie medyny znajduje się  największy i zarazem najstarszy ze wszystkich zachowanych budowli tego typu w tym mieście, Meczet i medresa Alego ibn Jusufa. Został wzniesiony w I połowie XII wieku. W XIX wieku przebudowano go w stylu merynidzkim. Pierwotnie gmach był niemal dwa razy większy niż obecnie. Meczet jest zamknięty dla niemuzułmanów. 






 




           Marrakesz, czerwone miasto jest też niezwykle zielone. Dużo zielonych skwerków i postoje wielbłądów dla poruszających się po mieście. My nie na wielbłądzie, ale autokarem podjechaliśmy do tradycyjnej restauracji na tadżin. Jest to danie z owcy z warzywami przygotowane w specjalnym glinianym tyglu.


         Posileni wróciliśmy na odpoczynek do hotelu, a rano dalej w drogę. Kierunek Meknes wracaliśmy już na północ. Czekało nas 440 kilometrów drogi. Pomiędzy drzemką widoki zza okna.










              Do Meknes dotarliśmy około piętnastej. Jest to miasto pięknych bram. Jego historia miasta sięga VIII wieku, kiedy powstała w tym miejscu pierwsza ufortyfikowana osada. W wieku X  na tych terenach  osiedliło się berberyjskie  plemię Miknasa, od którego miasto wzięło swoją nazwę. W latach 1672–1727  znacznie się rozbudowano i przekształciło w stolicę marokańskiego państwa. Meknes jest miejscem akcji filmu "Angelika i sułtan". Na początek podjechaliśmy do bramy Bab El-Khemis. Było trochę czasu na fotki na jej tle.


             Potem tura po mieście autokarem. Jakoś trzeba było te bramy ogarnąć.













                 Na bazarze było pusto. Może nie ta pora dnia?



              Potem podjechaliśmy do  stajni i spichrzów sułtana Mulaja Ismaila.  Niedaleko wejścia do zabytkowej budowli, nad brzegiem zbiornika wodnego stoi pomnik nosiwody. Nosiwoda, to osoba sprzedająca   za   niewielką  opłatę,  wodę  do  picia.   Spotkaliśmy  takich,  podtrzymujących  tradycję,  współczesnych  nosiwodów w Marrakeszu, w Cassablance  i Rabacie. 


                   Wspomniany zbiornik wodny,  dzisiaj  ozdobne jezioro na tle murów miejskich, według miejscowych, kiedyś służyło  jako obiekt rekreacyjny władcy i jego świty, ale też  dla zapewnienia zaopatrzenia w wodę na czas oblężenia lub suszy. 




               To tutaj spotkaliśmy się z miejscowym przewodnikiem, który poprowadził nas, na początek, po stajniach królewskich. Wielkie spichlerze z systemami klimatyzacyjnymi, a za nimi olbrzymie stajnie na 12 tysięcy koni. Wszystko obecnie w ruinie. Podziwiać można jednak grube mury i pozostałości licznych łuków pomiędzy którymi przenikają promienie słońca. 







               Królewskie ogrody są niedostępne dla zwiedzających. Obecnie mieszczą się w nich pola golfowe.



            Na koniec pojechaliśmy do mauzoleum założyciela miasta, sułtana Mulaja Ismaila. Panował 55 lat. Przeniósł stolicę do Meknes.  Godne podziwu są ceramiczne  płytki zdobiące dziedziniec.  Cichutko szemrze fontanna. Chociaż nie muzułmanie, wpuszczono nas do środka. Jest to muzeum. Tylko buty zostały na zewnątrz.











         Meknes wydaje mi się miastem nietypowym. Wszędzie, z wyjątkiem niektórych miejsc, był gwar i duży ruch. Tutaj spokojnie.





            To jeszcze nie był koniec na ten dzień. 30 kilometrów od Meknes jest miasto  Maulaj Idris.  Jechaliśmy mało ruchliwą drogą.


           Nazwa miasta pochodzi od imienia króla Maulaja Idrisa. Znajduje się tam jego grób. Jest to miejsce pielgrzymek muzułmanów. Mówi się, że to Mekka dla ubogich. Miasto położone jest na szczycie wzgórza, skąd rozciąga się szeroki widok na okolicę.  W odległości 3 kilometrów od niego  znajduje się stanowisko archeologicznego Volubilis. Zachował się tam rozległy kompleks ruin rzymskiego miasta  starożytnej  Mauretanii. Kompleks został wpisany na listę dziedzictwa UNESCO. Na terenie wykopalisk widoczne są pozostałości murów obronnych, forum, kapitolu będącego kopią świątyni Jowisza w Rzymie, termy, łuk triumfalny i domy mieszkalne. W wielu pomieszczeniach widoczne są starożytne rzymskie mozaiki. Odnaleziono tu liczne artefakty, w tym rzeźby z brązu.






































                 Nocleg mieliśmy w tym dniu w Fezie. Ruszyliśmy więc w dalszą drogę. Zza okna  widać było uprawne pola. Zboże, drzewa owocowe i oliwne i chyba ogrody warzywne.  Co jakiś czas, zwłaszcza w  pobliżu wielkich miast, koczowiska nomadów. Są to zwykle jakieś budy, szałasy czy namioty. 




               Fez duchowa i religijna stolica Maroka. Miasto zostało założone przez Idrisa I w VIII wieku. W końcu X wieku miasto było już niekwestionowanym ośrodkiem kulturalnym, religijnym i gospodarczym marokańskiego państwa. Średniowiecznym przybyszom  jawiło się  jako stolica fanatyzmu, bo było jednym z najświętszych miast islamu, a jednocześnie jako centrum nauk.  Kwitł tu rozwój medycyny, filozofii i matematyki. Według niektórych przekazów na tamtejszym uniwersytecie / najstarszy działający uniwersytet na świecie/ studiował nawet papież  Sylwester II.  Nie jest to jednak  potwierdzone. Niekwestionowanym zabytkiem w Fezie jest medyna, która została również wpisana jako dziedzictwo UNESCO. Jest największym na świecie obszarem miejskim wolnym od ruchu kołowego, bez klaksonów, spalin i ulicznych świateł. 350 hektarów, 250 tysięcy osób, 10 tysięcy osłów i 9 tysięcy uliczek tworzy magiczny labirynt. Niektóre uliczki są tak wąskie, że nawet osiołki mają problem z przejściem. Przybyszom łatwo się zagubić w tym labiryncie tajemniczych uliczek, sklepików i ulicznych straganów. Tłok, objuczone osiołki, zapach aromatycznych przypraw i nawoływania sprzedawców sprawiają wrażenie, jakby się  było w innym , niedzisiejszym  świecie. Mówi się też, że to miejsce jest samowystarczalne i że niektórzy mieszkańcy przez całe życie go nie opuścili.


























          Oprócz handlu w medynie znajduje się większość  ważnych turystycznie obiektów. Medresa Al-Karawijji czyli najstarszy uniwersytet połączony z meczetem.


    
       W budynku Dar al-Magana, połączonym ze szkołą kanoniczną  Bou Inania, 




wybudowanymi w latach 1350-1356, której wysoki minaret przy meczecie stanowi najlepszy punkt widokowy w Fezie, mieści się  przedziwny zegar wodny, złożony z 13 okienek i platform. Czas odmierzał tu mały wózeczek jeżdżący na linie wzdłuż całej konstrukcji i wpadająca doń metalowa piłeczka. Legenda mówi, że konstruktor owego zegara pokrzepiał się przy pracy odrobiną haszyszu. Przez to zegar jest nieco trefny i od czasu do czasu zdarza mu się chodzić do tyłu. Był to niestety zły znak dla świata. Obecnie czeka na naprawę.


               W drugiej, już nowszej części starego miasta,  znajduje się dzielnica żydowska czyli mellah. Sułtan Abu Jusuf Jakub nakazał Żydom by sprowadzali się do tej części miasta z okolic Wielkiego Meczetu. Zabudowa dzielnicy znacznie różni się od tej w muzułmańskiej części miasta. Domy mają duże okna i balkony wychodzące na ulice, co w przypadku tradycyjnych muzułmańskich domów było nie do pomyślenia.










           Nie sposób nie wspomnieć o Pałacu Królewskim Der el- Makhzen. Jest to ogromna posiadłość kryjąca pałace, pałacyki, mniejsze budynki i ogrody. Niestety jest zamknięta dla zwiedzających. Możemy sobie jedynie wyobrazić co może się kryć za złoconymi drzwiami zdobionymi mozaiką z geometrycznych kształtów, charakterystyczną dla marokańskiej architektury. 





            Fez od stuleci słynie ze swych garbarni. Garbarnia Chouarasa jest miejscem, które od niemal czasów średniowiecza się nie zmieniło. Z dachów widać kamienne kadzie w których farbuje się skóry i pracujących tam garbarzy. Kilkunastogodzinna praca jest tu stosunkowo dobrze płatna. Nic dziwnego, bowiem wokół roztacza się okropny smród  moczu zwierząt w którym macza się skóry. Nie zabije go nawet zapach liści mięty, które turyści dostają do wąchania. Wielkie banie z farbami wyglądają trochę jak plastry miodu. Do barwienia skór używa się niezmiennych od wieków naturalnych substancji, takich jak mimoza czy kora drzewa granatu, a sekret tej pracy przekazywany jest  z pokolenia na pokolenie.












             Fez to również system dawnych murów obronnych z licznymi bramami.





         Na wzgórzu, na przedmieściach  usytuowane jest  stanowisko archeologiczne. Zachowały się tam pozostałości dawnych grobowców sułtanów z dynastii Marynidów  panujących w Maroku między  XII a XV wiekiem. Grobowce znajdują się na fundamentach pierwotnego miasta, jakie istniało tam  w VIII - IX wieku. 





         Na wzgórze również warto przyjechać ze względu na piękny widok na miasto. Zresztą nie jest to jedyny punk widokowy, skąd podziwiać można rozległe panoramy Fezu.





















         Jest też Fez nowoczesny. Szerokie aleje, nowoczesne budynki.




               Jak to na wycieczkach bywa, prowadzono nas też w różne miejsca handlowe. Tu wyroby skórzane, tam koce i dywany. Była metaloplastyka i wyroby ceramiczne u producenta. Niezła zabawa, aby z drobniuteńkich kosteczek wyprodukować takie cuda.     Każdy mógł coś wybrać na pamiątkę.








           Podczas gdy w Rabacie czy w Casablance niektóre kobiety noszą się po europejsku i nie zakładają chust, to mieszkanki Fezu ubierają się zgodnie z tradycją ich przodków. Fez ma opinię najbardziej tradycyjnego i najbardziej arabskiego ze wszystkich miast w Maroku. To jedynie tam, widziałam mężczyznę rozkładającego swój dywanik na ulicznym skwerku i modlącego się, kiedy muezzin wzywał do modlitwy z minaretu. Wieczorem wolno popijaliśmy miętową herbatę, zwaną tam marokańską whisky. Słuchaliśmy jak muezini ze wszystkich minaretów  wyśpiewują swoje nawoływania do modlitwy, a ich głosy niosły  się ponad całym miastem. Nocą próbowałam to nawet nagrać, stojąc w oknie za spuszczoną firaną, która powiewała jak duch. Rano wyruszyliśmy w kolejne miejsca.
             Pozostał nam jeszcze Tanger. Miasto leżące nad Cieśniną Gibraltarską. Łączącą Afrykę z Europą. Może dlatego zdaje mi się, że jest bardziej nowoczesne, kosmopolityczne i otwarte niż inne marokańskie miasta. W latach 1912–1956 Tanger był tzw. strefą międzynarodową. Atmosfera wielokulturowości i piękne krajobrazy przyciągały artystów z Europy i USA.  Kuszeni łaskawym klimatem już w XIX wieku  przyjeżdżali do Tangeru pierwsi turyści. Może również dlatego znaleźć można tam elementy afrykańskie, francuskie i hiszpańskie.  Historia  Tangeru rozpoczęła się w V w. p.n.e., kiedy to Fenicjanie założyli pierwszą osadę handlową. Pięćset lat później miasto to stało się stolicą nowo powstałej prowincji rzymskiej.  W Tangerze warto przyjrzeć się architekturze kolonialnej. 



               Zobaczyć, chociaż tylko z zewnątrz, pałac Dar al-Mahzah.


           A  przede wszystkim zwiedzić barwną medynę i kazbę, z której roztacza się jedyny w swoim rodzaju widok na port i Cieśninę Gibraltarską. 






 














            Warto też odwiedzić  lokalny targ.  To już nie suk z głębi lądu, ale przyjeżdżają tam  z towarami kobiety z gór Rif. Ubrane w kolorowe ludowe stroje i słomiane kapelusze sprzedają  świeże produkty pochodzące z ich hodowli i domowych produkcji.





                Nasza afrykańska przygoda dobiegała końca. Z Tangeru  promem do Algeciras. Dalej autokarem na Wybrzeże Costa del Sol. To był już inny świat. Nasz świat. Urzekały mnie kwitnące przy drogach  na biało i różowo oleandry.



              W  Benalmadena  mieliśmy  nocleg. Po zakwaterowaniu i kolacji czasu mieliśmy niewiele. Pozostał jedynie wieczorny spacer do portu żeglugowego. Oddany do użytkowania w 1979 roku, charakteryzuje się rzadko spotykaną architekturą w stylu andaluzyjsko-mauryjskim. Styl ten wyróżnia go wśród innych tego typu obiektów i dał  uznanie na całym świecie. Ponoć w 1995 i 1997 roku  uznany został za najpiękniejszą marinę globu. 







               Na plaży były już pustki. Nadchodziła noc.





            Następnego dnia miała być laba. Kąpiele, plażowanie i powrót do domu. 







            / czerwiec 2012 /



Brak komentarzy: