czwartek, 8 lutego 2018

Smak Orientu – Turcja VI-2011

     Niełatwo opisać w niewielkim blogowym poście przebyte w ciągu tygodnia 2800 km podróży, rozpostartej na dwóch kontynentach, Europy i Azji, na terenach posiadających ponad siedem tysięcy lat historii. Turcja. Odegrała znaczącą rolę w historii świata. Już w latach 5000 do 3000 lat pne powstawały tam pierwsze ufortyfikowane osady, a wcześniej zajmowano się rolnictwem, hodowlą, uprawą i nawadnianiem pól, tkactwem i handlem. To tam miała miejsce wojna trojańska, tam Aleksander Wielki walczył z Persami. Tamte miejsca wymieniane są w starym testamencie, tam szerzyli chrześcijaństwo apostołowie Jezusa. To Bizancjum, najazdy Arabów, imperium osmańskie, walka o niepodległość i obalenie sułtanatu przez Mustafę Kemala zwanego Ataturkiem i czas republiki. W czasie naszego pobytu trwały ostatnie przygotowania do kolejnych wyborów parlamentarnych. Udało nam się „zaliczyć”wiec wyborczy w Antalyi. Historia Turcji to przeplatanie się różnych okresów, a wraz z nimi rozwoju i bogactw jak np, za czasów greckich i rzymskich z okresami zniszczenia na skutek wojen i najazdów oraz trzęsień ziemi. To kraj, który łączy Europę i Azję, tradycję z nowoczesnością, islam i chrześcijaństwo. Każdy może znaleźć coś dla siebie. Ja znalazłam i dzięki tej podróży zmieniło się moje widzenie Turcji. Wyobrażałam sobie biedę i zacofanie, a tymczasem możemy się wiele nauczyć od nich. Przede wszystkim zazdrościć możemy im dróg. Dzięki nim nasza podróż nie była wcale uciążliwa.

      W Antalyi byliśmy wieczorem po trzygodzinnym locie. Czas przyspieszył nam się o godzinę i trzeba było przestawić zegarki z dziewiętnastej na dwudziestą.
       Następnego dnia, po wczesnym śniadaniu wyruszyliśmy w stronę Pamukkale. Ze względu na kolor zwie się je Bawełnianą Twierdzą. To kaskady białych wapiennych tarasów i naturalnych basenów z wodą z gorących źródeł.  



        Nie mogło się obyć bez kąpieli w antycznym basenie Kleopatry. Jest to obiekt wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO i jest jednym z najatrakcyjniejszych miejsc w Turcji. Jest to piękne miejsce otoczone palmami, kwitnącymi rododendronami z kolumnami antycznymi na dnie. Taka kąpiel ponoć odmładza. ;-) Następnie odbyliśmy spacer po ruinach antycznego uzdrowiska Hierapolis.



  
       Po południu dojechaliśmy do Efezu i zwiedzaliśmy ruiny jednego z najlepiej zachowanych miast antycznych na świecie. Droga Arkadyjska, amfiteatr, fontanna Trajana, świątynia Artemidy, będąca jednym z cudów antycznego świata, to tylko niektóre pozostałości mówiące o życiu w tamtym mieście.












        Ostatnim punktem zwiedzania w tym dniu było Meryemana. To miejsce gdzie ostatnie lata życia spędziła Maria, matka Jezusa. W jej domku mieści się teraz sanktuarium. Podobno najwięcej pielgrzymek przybywa tam z Polski.
       Nocleg w Kusadasi, a od wczesnego rana wizyta w sklepie z ubraniami ze skóry. Duży wybór i nawet bardzo ładne niektóre modele. Niestety, wycieczkowicze, okazało się, że nastawieni turystycznie, a nie handlowo, więc interesu z nami nie zrobili. Następnie był Pergamon, jedno z najpiękniejszych miast hellenistycznych . Akropol pergameński, położony na wzgórzu o wysokości 300 m. ze świątyniami Trajana, Ateny itd. Chociaż ruiny, ale mówią o pięknym mieście.














         W dole również stare, urocze domki. To jednak już wspołczesność.


  
        Na terenie starożytnej Troi , która była kolejnym etapem podróży, pozostały wykopaliska i spór, która jest tą homerycką. Archeolodzy dokopali się dziewięciu warstw miast i stąd spór, która jest tą opisaną przez Homera. Jest też replika słynnego konia trojańskiego.








      Kolejną noc, a właściwie pół nocy spędziliśmy w Canakkale. Pobudka o trzeciej czterdzieści pięć i wyjazd w kierunku Istambułu, dawniej Konstantynopol. Przeprawa promowa przez cieśninę Dardanele, która łączy Morze Marmara z Egejskim .









 zwiedzanie Istambułu. A tam rzymski Hipodrom, który mógł pomieścić sto tysięcy widzów oglądających wyścigi rydwanów i antyczne przedstawienia, Hagia Sofia czyli zbudowany w VI w. Kościół Mądrości Bożej, stojący w bezpośrednim sąsiedztwie Błękitny Meczet, Pałac Topkapi będący rezydencją sułtanów. Stamtąd też spojrzenie na Bosfor.





























 Było też spojrzenie na Istambuł od strony wody, bo był rejs po Bosforze.

  






















  

      Rano wyjechaliśmy w kierunku Kapadocji. Zatrzymaliśmy się w Ankarze, aby zwiedzić Mauzoleum Mustafy Kemala Ataturka. Jego portret i flaga państwowa są chyba w każdym tureckim domu na honorowym miejscu. 








          W tym dniu czekało nas ponad siedemset kilometrów. Dobre drogi, ciekawe widoki, herbatki na postojach i podróż minęła bezboleśnie. 










        Trochę pomoczyliśmy nogi w słonym jeziorze Tuz, które w lecie często zamienia się w słoną pustynię. Uczucie jakby chodziło się po kawałkach potłuczonego szkła wysypanego w wodzie i kłójącego w stopy.



      Wieczorem część z nas zafundowała sobie Hammam czyli tradycyjną łaźnię turecką. Pakiet zabiegów od sauny, poprzez peeling specjalną rękawicą, masaż w pianie i masaż relaksujący w pachnących olejkach. Dla niektórych rozkosz dla ciała i ducha. Dla mnie mniejsza, bo ciągle myślałam o higienie tego miejsca, chociaż możliwe, że przesadzałam.



        Nazajutrz rano znowu nie dano pospać. 





Już przed wschodem słońca zebraliśmy się na startowisku balonów.


       Czekały na nas smaczne bułeczki i kawa lub herbata, co kto wolał, a potem przydzielono nas do poszczególnych grup”balonowych”. Obserwowaliśmy napełnianie gazem czasz , powsiadaliśmy do koszów i w górę. Zawsze marzył mi się lot balonem nad rozlewiskami Biebrzy, a tymczasem latałam nad niesamowitymi formami skalnymi Kapadocji. Balonów było chyba z pięćdziesiąt. Wystartowały o wschodzie słońca.















       Po zakończeniu lotu szampan i wręczenie dyplomów jego uczestnikom. Śniadanie w hotelu i wizyta w domu tureckim.





I dalszy ciąg zwiedzania podziemnych miast i kościołów Kapadocji. Przez miliony lat siły przyrody wyrzeźbiły to, co obecnie możemy podziwiać jako księżycowy krajobraz tej baśniowej krainy. 




















        Zobaczyliśmy zespół podziemnych świątyń w Goreme, wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO, podziemne miasto Kaymakli wydrążone w wulkanicznym tufu, zbudowane na ośmiu różnych poziomach i zamieszkiwane niegdyś przez piętnaście tysięcy chrześcijan.



  
      Wieczorem „wieczór turecki” z tańcami wirujących derwiszów i nie tylko. Zaimprowizowane wesele turecki i wspólna zabawa.





     Ostatni dzień pobytu, to przejazd z Kapadocji do Antalyi. Droga wiodła przez malownicze tereny gór Taurus. 




  
      Wcześniej jednak trasa z widokiem na wyrastający z płaskowyżu Mount Hasan, jeden z wygasłych tureckich wulkanów. Wysokość 3269 metrów n.p.m czyni go drugą po Aracie górą Turcji,






Zatrzymaliśmy się też na kawę w Karawan Seray – dawnym „zajeździe dla karawan” .


      W Konyi zwiedzaliśmy Mevlana Tekkesi czyli kompleks budynków należących do zakonu derwiszów. Są to islamscy mistycy dążący do zjednoczenia z Bogiem poprzez ekstatyczny taniec.


         W Antalyi rozpoczęliśmy i zakończyliśmy naszą przygodę z Turcją. Zrobiła na mnie wrażenie przede wszystkim, ta jej różnorodność. Nowoczesne miasta i tradycyjna wiejska zabudowa, prostota starych domów i przepych pałaców, auta i Turek podróżujący  na osiołku, autostrady i drogi gruntowe, Turczynki niektóre doszczętnie zasłonięte i te nowoczesne, oraz wystawy sklepowe z piękną odzieżą damską.
  





 smaczne jedzenie i słońce , które nam towarzyszyło przez cały czas. Raz padało, kiedy jechaliśmy autokarem, ale zaraz potem pojawiła się piękna tęcza – „prezent firmowy od Rainbow Tour”. Pozostało wspomnieniem.
/ czerwiec  2011 /

Brak komentarzy: