czwartek, 12 kwietnia 2018

Jesienna podróż do odrobiny luksusu, Ryn

         Teraz miał to być wyjazd na odpoczynek. Powiedzieliśmy, może do jakiegoś SPA? Niedaleko. Szukałam i nic mi nie odpowiadało. Przecież nie potrzebujemy wyjazdu do hotelu skoro mamy wszystko w domu.  Nie powiem że, przez, ale dzięki cookie na moim ekranie pojawiło się zdjęcie basenu pod ceglanymi łukami. Zaczęłam oglądać inne i podjęliśmy decyzję o wyjeździe właśnie tam.  Podróż w jesiennych barwach i promieniach słońca do odrobiny luksusu i historii.



    
         Celem był zamek w Rynie.
        Wraz z otwarciem się drzwi pojawił się napis ” Tu dostaniesz klucze do historii”.
      I dostaliśmy. Hotel w XIV- wiecznym Zamku Krzyżackim, w którym wszechobecny duch historii sprawia, że czas staje w miejscu. W sam raz na odpoczynek i relaks.
  
      Za oknem było już prawie ciemno. Rano, po opadnięciu mgły, zobaczyliśmy widok na jeziora. Z naszego pokoju na Ryńskie, a z korytarza na Jezioro Ołów.

      Zamek w Rynie został zbudowany przez Zakon Krzyżacki na miejscu wcześniejszej niewielkiej warowni, na polecenie wielkiego mistrza zakonu około 1377 roku, z przeznaczeniem na siedzibę konwentu. Po zbudowaniu pierwszego budynku od południowego-wschodu do wysokości parteru i piwnicy pod drugi budynek, prace budowlane przerwano. Podjęto je znowu około 1393 roku z inicjatywy wielkiego mistrza  Konrada von Wallenrode. Po klęsce w bitwie pod Grunwaldem w 1410 roku zasięg budowy ograniczono do czworokąta murów z jednym budynkiem gotyckim wzdłuż wschodniego boku. W latach 1394-1422 był siedzibą  komturów, a później wójtów krzyżackich. Po  1525 roku został siedzibą starostów księcia pruskiego. Podczas Potopu szwedzkiego  w 1657 roku  spalili go Tatarzy. Na początku XIX wieku był własnością prywatną, a w 1853 przebudowano go przez władze pruskie na więzienie. W 1881 roku spłonął. Po 1945 zaadaptowano go na dom kultury, niewielkie muzeum i urząd miasta. Po 1990 roku władze miejskie sprzedały go osobie prywatnej, która zaadoptowała go na czterogwiazdkowy hotel. Przebywając w nim otrzymujemy w sposób bardzo naturalny zapadającą w pamięć lekcję historii.  Na każdym kroku spotykamy przedmioty świadczące o burzliwych dziejach Mazur i dawnych Prus Wschodnich. Są tam oryginalne wnętrza, pięknie zachowane elementy gotyckich portali i sklepień, bogaty zbiór oryginalnych elementów uzbrojenia,  hełmy i szyszaki normańskie (X-XI w.), topory, czekany (IX-X w.), topory rycerskie, włócznie na zwierza (VIII-XII w.), miecze półtora ręczne, będące na uzbrojeniu wojsk krzyżackich i polskich (XII-XIII w). Zamek podzielony  jest na skrzydła, które nawiązują do okresu z jego historii i mają charakterystyczny wystrój.
Skrzydło komturskie, z wielkim refektarzem i dawna kaplicą.


  
         Skrzydło myśliwskie, kolorami i elementami wystroju nawiązujące do polowań.
          W skrzydle więziennym nawet kolory wykładziny kojarzyły się z przelaną krwią.

   
          Nam trafił się pokój w skrzydle rycerskim.
    
     Z czwartego piętra wspaniały widok. Nic go nie było w stanie przysłonić chyba, że poranna mgła.
    
          W całym hotelu krążąc korytarzami zawsze natrafiało się na  urokliwe zakątki.
  
         Wszędzie było coś historycznego, muzealnego, nawiązującego do przeszłości.
  
      Na posiłki przechodziliśmy z części hotelowej przez zadaszony dziedziniec. Dawnym obyczajem Dziedziniec jest newralgicznym miejscem i swoistą duszą Zamku. Jest to ogromna sala o 950 metrach kwadratowych powierzchni i 8 metrach wysokości pod wielkim baldachimem oświetlona wielkimi żyrandolami, z historycznymi znaleziskami ukrytymi w oszklonej podłodze.

   
       Pełna uroku jest też sala restauracyjna, gdzie można smacznie zjeść .

  
oraz część rekreacyjna z basenem i  sauną.
           No i oczywiście ta odrobina luksusu w SPA Księżnej Anny.
Zamek oferuje jeszcze kręgle, bilard i nawet casino. My wybraliśmy spacer po mieście. Ryn to małe miasteczko. W 2012 roku liczyło niespełna 3000 mieszkańców. Zyskało wiele dzięki odrestaurowaniu zamku i wybudowaniu nowej Mariny nad jeziorem Ryńskim.

  
      To tutaj w odrestaurowanym średniowiecznym młynie należącym do budynków zamkowych będących niegdyś w posiadaniu zakonu krzyżackiego mieści się Gościniec Ryński Młyn oraz sklepik Smaki Mazur z pamiątkami z tego miejsca .
           Spacer nad brzegiem jeziora w scenerii złotej jesieni ma wiele uroku.

          Latem musi tu być gwarno i tłoczno.
   
      Po drugiej stronie wzgórza na którym stoi zamek jest  jezioro Ołów. Południowe krańce jeziora stykają się z zabudowaniami Rynu.  Znajduje się tu miejskie kąpielisko oraz położony na stoku dawnej winnicy krzyżackiej, amfiteatr. Wokół jeziora prowadzi  szlak na piesze i rowerowe wędrówki.
   

       Na wzgórzu, przy drodze wjazdowej  od strony Mrągowa stoi ponad stu letni wiatrak. Jest to malowniczy element krajobrazu, choć niestety rzadko już spotykany. Wiatraki tego typu tzw.holender powstawały w północnej Holandii w XIV w., a w XVIII w. rozpowszechniły się w Polsce. Ryński zbudowano w 1873 roku i przebudowano w latach 1975-1982. Obecnie jest w rekach prywatnych. Zza płota widać, że trwają tan jakieś prace budowlane. Zresztą w tej chwili nie miał nawet skrzydeł. Może więc  przywrócona zostanie mu  dawna świetność.
      Tuż za wiatrakiem, na wzgórzu wśród drzew, znajduje się stary cmentarz. Czas, jakby się tu zatrzymał. Cisza i spokój, chociaż może nieco więcej ruchu niż zwykle, bo za pasem Święto Zmarłych. Na cmentarzu kilka zabytkowych, kutych, żelaznych krzyży i oplecione bluszczem nagrobki.
    
       Nad cmentarzem góruje strzelista,  bryła ponad stuletniej wieży ciśnień.
  
        My wróciliśmy do zamku.


  
     Po krótkim odpoczynku wybraliśmy się na zwiedzanie okolicy. W planie był XVII wieczny barokowy pałac w Nakomiadach. Po drodze minęliśmy zdewastowane zabudowania XIX wiecznego dworu  w Głąbowie. Dwór czeka na swoje lepsze czasy, a póki co niszczeje.
       Dalej wśród złotem zdobionej drogi dotarliśmy do niewielkiej mazurskiej wsi Nakomiady.
  
      Znajduje się tu barokowy pałac von Hoverbecków. Majątek początkowo był własnością krzyżacką, później elektorską. Otrzymał go Jan von Hoverbeck  od elektora Fryderyka Wilhelma za zasługi w oderwaniu Prus książęcych od Korony. Pałac powstał na pozostałościach zamku krzyżackiego, z czego zachowała się w nim sala gotycka i fragmenty murów w parku. Rodzina Hoverbeck była właścicielem Nakomiad przez 136 lat. Potem, do  1945 roku właścicielami dóbr w Nakomiadach była rodzina von Redecker. Po II wojnie światowej, jak wszystkie takie obiekty,  pałac był użytkowany przez miejscowy PGR, a po ich likwidacji niszczał. Teraz należy do osób prywatnych, którzy zajęli się jego restauracją. Do środka niestety wejść nie można, ale na stronie internetowej są zdjęcia do obejrzenia, bowiem pokoje można wynająć. Za pięć złotych wstępu można do woli rozkoszować się otoczeniem pałacu. Park ze starodrzewem, w parku kapliczka / jeszcze do remontu/ za płotem z ceglanego muru ogród warzywny. Latem musi w nim być pięknie.



      Zabudowania gospodarcze jeszcze zdewastowane, ale pewnie nie na długo. W części działa manufaktura ceramiczna, w  której wytwarza się repliki XVIII-wiecznych pieców kaflowych z terenu dawnych Prus Wschodnich.
         Z Nakomiad krok do Kętrzyna. Pojechaliśmy zatankować paliwo.
  
      Byliśmy już w Kętrzynie na zwiedzaniu, wiec teraz sobie to podarowaliśmy. Czekało SPA. Wkrótce zaszło słońce, a  nas czekała ostatnia w tym wyjeździe, noc w zamku.
       Rano śniadanie, jeszcze trochę przyjemności serwowanych przez zamkowych gospodarzy i pożegnaliśmy Ryn.
      Wyruszyliśmy w drogę powrotną.
      Nie bylibyśmy sobą, gdyby, mając po drodze coś do zwiedzenia, nie skorzystali z tego. A po drodze był Olsztyn. Czasu nie było dużo więc był: XIV wieczny gotycki Zamek Kapituły Warmińskiej będący obecnie Muzeum.



      Najsławniejszym administratorem pełniącym te obowiązki w latach 1516 -1521 był Mikołaj Kopernik. Przed wejściem do zamku stoi jego pomnik ławeczka, a drugi od strony parku.
      Wokół zamku pozostałości murów obronnych i  Brama Górna  zbudowana  w XIV w, a od XIX w. zwana Wysoką Bramą.
  
      Bazylika konkatedralna św. Jakuba Apostoła w Olsztynie – kościół zbudowany w II połowie XIV wieku. Wyposażenie kościoła raczej skromne. Ponoć w 1807 roku, podczas wojen napoleońskich Francuzi zamknęli w nim półtora tysiąca jeńców rosyjskich. Ci, broniąc się przed ostrym mrozem, spalili w nim wszystko, co mógł strawić ogień. Półmrok panujący w kościele utrudniał zrobienie zdjęć potwierdzających bogactwo architektury.


  
      Do kościoła garnizonowego  pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski i Świętych Archaniołów Michała, Rafała i Gabriela z 1913 roku ściągnęły nas jego strzeliste wieże. Powstał on jako ewangelickoaugsburski kościół garnizonowy Armii Cesarstwa Niemieckiego. Do środka niestety nie weszliśmy, bo było zamknięte. A szkoda,  bo w ołtarzu głównym jest ponoć wartościowa rzeźba Wieczerzy Pańskiej.
         Wokół niewielkiego ryneczka podcieniowe kamienice, a po środku stary ratusz.

  
      Moją uwagę zawsze ściągają urocze zakątki. Do jednego wstąpiliśmy na kawę i ciacho. Szpinakowe, ale na słodko.
  
      Znakiem rozpoznawczym dla Olsztyna jest wbrew wszystkiemu Nowy Ratusz wzniesiony w latach 1912 – 1915 na miejscu rozebranego w 1806 roku Kościoła Świętego Krzyża. Od chwili jego powstania jest siedzibą władz Olsztyna.
  
      I dalej w drogę. Gietrzwałd w którym znajduje się  Sanktuarium Maryjne minęliśmy tylko.Kult związany  z Matką Boską  i obrazem Matki Boskiej Gietrzwałdzkiej w formie Madonny Piastunki z dziecięciem istnieje tu od XVI wieku. Może więc kolejnym razem.
           Uważam, że nasza złota, jesienna podróż do odrobiny luksusu była bardzo udana.
/ październik 2015 /

Brak komentarzy: