sobota, 28 kwietnia 2018

Polesie Południowe i Roztocze, w dniu piątym i szóstym

               Z Lublina do Kazimierz Dolnego nie jest daleko. Droga też dobra. Jechałam tą trasą przed laty, a teraz się jeszcze polepszyło, bo zrobione są drogi nowe. Niestety, jeśli się zbytnio zaufa nawigacji, to można jechać „ciekawymi” trasami. Do Nałęczowa jechaliśmy tak jak pokazywały znaki na drodze i jak kiedyś jechałam. Potem nawigacja skierowała nas na skróty. Mówią, że kto chodzi na skróty nie nocuje w domu. Już zaczynałam się obawiać, czy aby tak nie będzie. Droga mniejsza, bardziej mniejsza i już prawie malutka, ale do Kazimierza dotarliśmy. Hotel Dwa Księżyce leży tuż nad Wisłą.
 
             Z jego okien rozpościera się   widok na kazimierską Farę, ruiny zamku oraz rzekę. Posiada przytulne i pełne kazimierskiego klimatu wnętrza.

 
          Widok z naszego balkonu był na dwie strony,  na kazimierską promenadę i na miasto. Wieczorem uskuteczniliśmy spacer nad Wisłą.

 
          Kolacja była z widokiem na podświetlony zamek.
          Rano zapowiadała się dobra pogoda, a widok z balkonu zapraszał do miasta.
             Kazimierz trzeba odwiedzić, a Ci którzy tam jeszcze nie byli, muszą go zobaczyć. Muszą poczuć jego atmosferę. To małe miasteczko  w 1994 roku  uznane zostało za Pomnik historii. To, że na przyjazd do niego wybraliśmy  sobotę,  nie było przypadkiem. Przeczytałam, że w tym dniu odbywa się impreza Kazimierskie Winobranie. Niestety coś pomyliłam, bo Kazimierskie Winobranie, dziesiątego września było w roku ubiegłym. Tym razem miało być o tydzień później. No cóż, ewidentna wpadka. My trafiliśmy na dni Skrzydeł nad Kazimierzem, imprezę lotniczą.  Lotnicy prezentowali się na niebie i na ziemi, pokazując różne aspekty swojego zawodu. Były  koncerty, wystawy,  pokazy lotnicze, zabawy dla dzieci i rozmowy z lotnikami. My liczyliśmy na degustacje win i potraw regionalnych, korowód winiarzy, wystawy obrazów i jazzową muzykę na Wzgórzu Zamkowym.  Skoro imprezy ” zamieniono” postanowiliśmy zorganizować sobie swoje kazimierskie degustacje.
Po dobrym śniadanku wyruszyliśmy do miasta. Do centrum mieliśmy niedaleko. Na rynku było jeszcze swobodnie, bez tłumów.
       Było jednak widać, że coś będzie się działo. Nieatrakcyjna scena przysłaniała barokowy budynek  Kamienicy Gdańskiej, powstałej w 1794 roku.
           Na przełomie XIX i XX wieku  należała do żydowskiej rodziny Brombergów. Ponoć właściciel urządzał w swoich przestronnych salonach wystawne przyjęcia, często z udziałem zaprzyjaźnionych rodzin chrześcijańskich. W dniu święta Purim, krawiec Lejb Getzeles wystawiał w domu Brombergów sztukę swego autorstwa pt. “Królowa Estera z Kazimierza”. Obecnie w kamienicy Gdańskiej znajdują się mieszkania i lokale usługowe. Jest to jeden z ciekawszych  obiektów na kazimierskim Rynku. Ciekawy, ale też zniszczony. Myślę jednak, że scena nie była celowa, aby ukryć to co nie przynosi chluby, czyli zniszczenia.
Kazimierskie winobranie miało rozpocząć się mszą i pochodem winiarzy. My też poszliśmy do kościoła farnego  św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja.  Ufundowany został przez Kazimierz Wielkiego około 1325 roku i rozbudowany  w latach 1610-1613.
          A co jest najcenniejsze w kościele? Są to, ołtarz główny w stylu barokowym, jedne z najstarszych w Polsce organy  z 1620 roku, stalle z 1 połowy wieku XVII,  chrzcielnica, ambona z 1615 roku z rokokowym zwieńczeniem oraz renesansowe popiersie Mikołaja Przybyły.




     Kościół zwiedzaliśmy co prawda wracając z zamku, bo idąc pod górę była akurat msza. Zatem ominęliśmy go i poszliśmy za Górę Trzech Krzyży. Jest to wzniesienie na którym stoją  postawione w 1708 roku,  nawiązujące do Golgoty, trzy krzyże. Mają one upamiętniać  ofiary zarazy morowej /cholery/, która miała miejsce na tych terenach. Z Góry Trzech Krzyży rozciąga się najbardziej chyba znany widok na Kazimierz Dolny. Za ten widok  pobierana jest obecnie  opłata  dwu złotych  za osobę.



     Od Trzech Krzyży na zamek. Tam z wieży obronnej kolejny widok na rynek, a nawet za Wisłę do Janowca.

    
           Zamek jest  zespołem fortyfikacji obronnych z XIII i XIV wieku. Na wysokości przeprawy przez Wisłę, wzniesiono tzw. stołp czyli wieżę obronną. Wieża stanowiła ostateczny punkt obrony i nie była zamieszkiwana podczas pokoju.  Dolna część była sklepiona, przeznaczona na więzienie, dostępna tylko od góry, poprzez ganek prowadzący z murów. Do niewielkich  otworów drzwiowych prowadziły schody z drewna, które w razie potrzeby można było usunąć bądź spalić.  Nie ma zgodności co do określenia przeznaczenia jej w Kazimierzu. Przypisywane są jej funkcje więzienia, latarni rzecznej, siedziby straży celnej, a nawet skarbca przy poborze ceł.
 
     Zamek dolny  został wybudowany na polecenie Kazimierza Wielkiego w latach 40 XIV wieku. Pełnił przede wszystkim funkcję administracyjną. W XV wieku ród Grotów, zarządzający zamkiem, dokonał jego rozbudowy. W 1509 roku prawa do zamku otrzymuje ród Firlejów. Następuje druga przebudowa na styl włoskiego renesansu. Potem zamek został zajęty i spalony przez wojska szwedzkie i  siedmiogrodzkie. Nigdy już nie został odbudowany.



    
     Z murów zamku widok na willę profesora ASP w Warszawie, Tadeusza Pruszkowskiego. Wybudowana w latach 1937-1937 w formie kamiennego kasztelu z tarasem widokowym na dachu, mieści mieszkanie oraz pracownie malarską.
       W odrestaurowanej części zamku przygotowano salę ekspozycyjną. Możemy obejrzeć między innymi zamek na rycinach sprzed lat,

 
czy komiks, historię obrazkową ostatniego z dynastii Piastów, Kazimierza Wielkiego.
        Jemu przypisuje się budowę  zamku obronnego, ale też założenie miasta.  Początki osady zwanej później Kazimierzem, sięgają co prawda  XI wieku, kiedy to na jednym ze wzgórz istniała osada zwana Wietrzną Górą. Należała do zakonu benedyktynów. W 1181 roku Kazimierz Sprawiedliwy przekazał ją zakonowi norbertynek, a one zmieniły nazwę osady na Kazimierz. Po latach osada i okoliczne wsie stały się dobrami korony. W 1325 roku Władysław Łokietek ufundował kościół parafialny.  W 1406 roku Władysław Jagiełło nadał prawa miejskie. Wytyczono rynek, ulice i wyznaczono działki pod budowę. Północną część rynku pozostawiono bez zabudowy, co otwiera rynek  na farę i zamek. W  latach 1561 i 1585 spichlerze i  mieszkalne domy zostały odbudowane przy wykorzystaniu wapiennych skał  z okolicznych wzgórz. Miasto było uprzywilejowane  w handlu zbożem spławianym Wisłą do Gdańska. Na handlu  bogaciły się  kupieckie rody Przybyłów, Czarnotów, Celejów. To ich kamienice pozostają najciekawsze, najbardziej okazałe. Kamienice Przybyłowskie ozdobione figurami patronów ich właścicieli Świętych Mikołaja i Krzysztofa  z 1615 roku. Fasady bogato zdobione  motywami sakralnymi, mitologicznymi, roślinnymi i zwierzęcymi, zwieńczone późnorenesansowymi attykami. Najcenniejszym zabytkiem epoki manieryzmu jest Kamienica Celejowska zbudowana w 1635 roku. W attyce tego budynku umieszczone są naturalnej wielkości figury Św. Jana Chrzciciela, Chrystusa Zbawiciela, Matki Boskiej i Św. Bartłomieja

   
          W 1628 r. na Wietrznej Górze osiedlili się franciszkanie. Rozbudowali oni istniejący od 1585 roku  kościół Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny ufundowany przez Mikołaja Przybyłę.  Potop szwedzki i późniejsza zaraza przyczyniły się do upadku miasta.   W 1677 roku Jan III Sobieski pozwolił osiedlać się w Kazimierzu kupcom ormiańskim, greckim i żydowskim. Od końca XIX wieku jest on miejscowością wypoczynkową.  Stanowi zespół urbanistyczno-krajobrazowy, w którym został zachowany historyczny układ ośrodka handlu położonego na wiślanym szlaku. Zachowane są spichlerze przeznaczone do przechowywania materiałów, głównie zboża. Obecnie są to w większości hotele, restauracje, schronisko młodzieżowe i muzeum przyrodnicze. Na początku XVII wieku było ich około sześćdziesięciu. Do dzisiaj zachowało się jedenaście. Budowle te były bogato zdobione na szczytach.  Najstarszy z zachowanych to spichlerz Mikołaja Przybyły , obecnie muzeum przyrodnicze. Najmłodszy, spichlerz Kobiałki, gdzie obecnie jest hotel.


   
    W miejscu istniejącej wcześniej  kaplicy Św. Ducha, w 1649 roku rozpoczęto budować  kościół  Św. Anny. Ze względu na przerwy w budowie spowodowane  potopem szwedzkim budowę ukończono dopiero w 1671 roku.
      Serce Kazimierza to brukowany Rynek.  Piękna zabudowa i ciekawe detale kamieniczek sprawiają, że gromadzą się tam mieszkańcy, turyści i artyści. Widok na farę i zamek, piękne kamienice z podcieniami i bez, i znane studnie kazimierskie. Są  cztery. Najbardziej znana jest w samym środku rynku. Ma ponad sto lat. Swój ostateczny kształt zyskała w 1913 roku za sprawą drewnianej obudowy.




       Jest też tzw. Mały Rynek  ” na tyłach”. Kiedyś  był centrum  społeczności żydowskiej. Żydowskie domy były tam raczej drewniane.  Ludność napływowa, a za taką uważano żydów,  nie miała prawa wznoszenia budynków murowanych. Dopiero w II połowie XVII wieku król Jan III Sobieski, chcąc podnieść z upadku wyniszczony wojnami Kazimierz, zarządził przywileje dla ludności napływowej. Wówczas przy Małym Rynku zbudowano nową, murowaną synagogę. Żydzi mieszkali w Kazimierzu właściwie od początków jego istnienia, choć nie ma na to potwierdzenia w dokumentach. Przyjmuje się, że już w XI wieku znajdowała się tam synagoga. W epoce Kazimierza Wielkiego (1333-1370) istniała w mieście zorganizowana gmina żydowska. Dowodem na to jest legenda o Esterce, żydowskiej kochance króla, która podarowała synagodze w Kazimierzu własnoręcznie zrobiony parochet / bogato zdobiona kotara/ . Przed II wojną światową Kazimierz był małym, polsko żydowskim miasteczkiem, w którym ludność żydowska stanowiła ponad 60%. Była to społeczność bardzo aktywna.  Działały kluby sportowe, kasa zapomogowa, bank, prywatne szkoły i biblioteka żydowska. Przedwojenny, żydowski Kazimierz wraz z jego mieszkańcami możemy zobaczyć i utrwalić w pamięci dzięki fotografiom zrobionym w latach 1930–31  na wystawie prezentowanej w sali modlitw w synagodze. Obecna synagoga to  jeden z nielicznych reliktów żydowskiej zabudowy Kazimierza ocalałych z  II wojny światowej.


    
     Murowana z lokalnego kamienia wapiennego, posiada piękny, kryty gontem tzw. polski dach. W sali modlitw urządzona jest stała ekspozycja muzealna. W pozostałej części sklepik Judaika i kawiarenka ” u Esterki”. W sprzedaży wszystko co dotyczy kultury żydowskiej, książki, pamiątki, koszerne alkohole , oraz kosmetyki z minerałami z Morza Martwego. Ktoś z naszej czwórki zaproponował, aby zatrzymać się ‚U Esterki” na kawę i koszerne wino. I tak przy dźwiękach muzyki żydowskiej, smakowaliśmy wina, a tym samym przepadł mój wcześniejszy plan, aby jeszcze pojechać  do Janowca. Drugim ocalałym żydowskim zabudowaniem są tzw. Jatki Koszerne, czyli żydowska rzeźnia rytualna.
       W tym drewnianym budynku  mieszczą się obecnie galerie sztuki i sklepy z pamiątkami. Przy małym Rynku był też kiedyś  okazały Dom Cadyka, a także duży murowany browar. Teraz Mały Rynek pełni funkcję targową.
I tak wałęsaliśmy się po miasteczku, zaglądając do galerii,
  
oglądając piękne obrazy i inne rękodzielnicze wyroby, aż nadszedł czas, aby coś zjeść.        Zatrzymaliśmy się w Łaźni nazywanej też Starą Łaźnią. Powstała w 1921 roku na miejscu dawnego szlachtuza.  czyli rzeźni. Początkowo budynek spełniał funkcje łaźni miejskiej i pralni. Obecnie pełni funkcje pensjonatowe i restauracyjne. W ścianę wmurowana tablica pamiątkowa: “Zakład Kąpielowo-Dezynsekcyjny wzniesiony przez Naczelny Nadzwyczajny Komisariat ds. walki z epidemiami, 1921”.  Jest własnością Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
  
     Po obiedzie spacer nadwiślaną promenadą. Trzeba było przecież obejrzeć stojące nad Wisłą spichlerze. Są pozostałością po portowej i handlowej świetności Kazimierza Dolnego.  Stanowią wyjątkowy i nie mający nigdzie swego odpowiednika zespół zabytków. Były przeznaczone do celów gospodarczych, ale ich renesansowych zdobień pozazdrościć może   niejedna kamienica.  Pisałam o nich już wyżej. Spacer zakończyliśmy o zachodzie słońca. Zaczęło też kropić.
 
           Poszliśmy więc po parasolki, a że zaczęło lać to zrobiliśmy przerwę na odpoczynek. Kto by pomyślał, że cały dzień można chodzić po tak niewielkim miasteczku. Chodziliśmy i to nie był jeszcze koniec. Padało  intensywnie, ale krótko. Zatem uzbrojeni przeciw deszczowo poszliśmy na kolację. W Rynku było głośno. Impreza lotnicza trwała. Szukaliśmy czegoś spokojniejszego i trafiliśmy do Bajgla, restauracji polsko- żydowskiej .  To wyjątkowe miejsce.  Klimatyczny wystrój w stylu starej  żydowskiej izby.

    
       W Bajglu, jak czytałam, można nie tylko zjeść. Odbywają się tam koncerty zespołu Szalom Chełm, który  prezentuje   kulturę narodu żydowskiego. My słuchaliśmy melodii z głośnika. Każdy zamówił coś innego, oczywiście bajglowego. Bajgiel kazimierski  to drożdżowy obwarzanek z otworem w środku, przygotowany według rodzinnego przepisu, z charakterystycznym wzorem przypominającym kwiat, obsypany sezamem, makiem i czarnuszką. Ten co chciał najmniej, dostał najwięcej. A ja wybrałam talarki  bajglowe ze smalcem gęsim, talarkami ogórka kiszonego i do tego było 50 ml koszernej wódki.
  
      I tak zakończyliśmy kazimierskie degustowanie wina, potraw i kultury. Nocleg w Dwóch Księżycach i rano dalej. Tylko, a może aż 133 kilometry, przez Lublin i byliśmy w Chełmie. Chełm położony jest na terenie historycznej Rusi Czerwonej. Królewskie miasto lokowane w 1392 roku. Miasto wyróżniające  się bogatą historią dawnego styku trzech kultur polskiej, ruskiej i żydowskiej.  W X wieku na Wysokiej Górce istniał gród drewniano-kamienny. Około 1240  Chełm został stolicą księstwa halicko-włodzimierskiego. Lata 1378–1387 to okres podporządkowania Węgrom. Od  1387  został ponownie włączony do Polski. W wiekach XVI – XVIII wydobywano tam kredę. W przeszłości był siedziba biskupstwa prawosławnego, biskupstwa unickiego i biskupstwa rzymskokatolickiego. W mieście znajdowała się również jedna z większych gmin żydowskich. Przez kilka dni był nieformalną stolicą Polski. Powojenne władze podawały miasto jako miejsce uchwalenia Manifestu PKWN.
           Jadąc od strony Lublina z daleka widać białe zabudowania na wzgórzu. To wieże Bazyliki Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Pierwsza świątynia została zbudowana tam przez halicko-wołyńskiego króla Daniela Halickiego, jako  cerkiew prawosławna. Obecna barokowa, przebudowana jako katedra unicka /greckokatolicka/ w latach 1736–1757. W latach 1875–1915 był to sobór prawosławny, a od 1919 roku kościół rzymskokatolicki. W latach 1940–1944 ponownie cerkiew prawosławna. Papież Jan Paweł II nadał świątyni tytuł bazyliki mniejszej.


 
      Na wzgórzu znajduje się zespół budynków. Kolejne to dzwonnica zbudowana w 1878 r., przebudowana i podwyższona w 1939 roku, zwieńczona hełmem latarniowym, na którego szczycie znajduje się berło z krzyżem. Zwieńczenie jest wzorowane  hełmami wież katedry. Na dzwonnicy wiszą trzy dzwony ufundowane w latach 1938 i 1946. Od 2008 roku dzwonnica jest  otwarta dla ruchu turystycznego, niestety dla turystów w dniu, kiedy my byliśmy, była nieosiągalna.
         Kolejna to Uściłowska Brama  klasztorna z okresu baroku z 1616 roku.
  
          Po północnej stronie katedry, równolegle do niej znajduje się budynek klasztoru bazylianów, wzniesiony w latach 1640 – 1649.  Obok niego usytuowany jest klasycystyczny,  jednopiętrowy budynek Chełmskiego Prawosławnego Bractwa Bogurodzicy z końca XIX wieku.  Bractwo miało na celu rusyfikację ziemi chełmskiej  Budynek klasztoru bazylianów obecnie wykorzystywany jest do celów mieszkalnych.
    Tuż obok wzgórze widokowe i pomnik przyrody, chełmskie grodzisko. Pochodzi z wczesnego średniowiecza. Pod ziemią znajdują się pozostałości palatium książęcego oraz cerkwi św. Jana Złotoustego. Podczas badań archeologicznych odkryto również pozostałości kamiennej wieży datowanej na XIV wiek oraz  fundamenty cerkwi św. Cyryla i Metodego, zbudowanej w 1875 r. i rozebranej po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku. Wokół stacje drogi krzyżowej i pozostałości prawosławnego cmentarza założonego w 1867 roku. Był miejscem pochówku przede wszystkim urzędników pozostających w Chełmie.

   
    W Chełmie kościołów jest więcej. My poszliśmy tylko do prawosławnej cerkwi pod wezwaniem św. Jana Teologa. Świątynia została wybudowana w latach 1846–1852 z funduszy wyasygnowanych przez rząd rosyjski, jako cerkiew wojskowa. Niestety, z powodu remontu była zamknięta.
  
          Stamtąd ulicą Mikołaja Kopernika wracaliśmy do rynku.  Zniszczone budynki wzdłuż tej ulicy, kojarzyły mi się z żydowskimi. Nie wiem, czy się myliłam, ale pośród nich była synagoga zbudowana w latach 1912 -1914   ze składek żydowskiej ludności . Budynek zniszczony odbudowano po wojnie, a w 2004 roku wystawiono na sprzedaż.  Nowy właściciel urządził w budynku kowbojską restaurację McKenzee Saloon / czerwone światła, rury itp/ Jak przeczytałam takie wykorzystanie jest za przyzwoleniem władz miasta, mimo zakazu wojewódzkiego konserwatora zabytków, który powoływał się na to, że budynek jest miejscem sakralnym. Wywołało to też liczne kontrowersje wśród środowisk żydowskich i wcale się temu nie dziwię.
  
      Zdegustowani tym co zobaczyliśmy w synagodze, wróciliśmy na rynek, a właściwie w  miejsce po dawnym rynku. Jest to najstarsza część miasta  u podnóża Bazyliki NMP.  W jego centralnej części znajdują się odsłonięte pozostałości dawnego ratusza chełmskiego, którego początki sięgają XV wieku.  Warto zwrócić uwagę na zrekonstruowaną studnię miejską. Dawniej w tym miejscu znajdowała się studnia, która funkcjonowała od czasów średniowiecznych do końca XVIII wieku.
  
     Wokół niewielkiego centrum kilka pizzeri i kebabów. My odszukaliśmy Gęsie sprawki. Jest to restauracja mieszcząca się w piwnicy starej zabytkowej kamienicy. Na początku XIX wieku w tym miejscu istniał drewniany budynek, który  spłonął. W 1889 roku przygotowano projekt na budowę  pierwszego  komfortowego  hotelu, z którego mogliby korzystać urzędnicy rosyjscy i przybywający do miasta ziemianie i przedsiębiorcy. Pomysłodawcami byli Josef Kupfer i Abuś Cwibel.  Budowę ukończono w 1890 roku. Budynek był wykorzystywany jako hotel do wybuchu I wojny światowej. Po zakończeniu działań wojennych syn Josefa  Kupfera przekształcił obiekt w kamienicę mieszkalną. Znajdowało się w nim 40 lokali mieszkalnych. W części pomieszczeń znajdowały się lokale handlowe. Syn właściciela Szyja Kupfer prowadził w budynku piwiarnię, wnuczka Mala sprzedawała pieczywo, wodę sodową i cukierki. Lokale także wynajmowali  krawiec Rafael Diament, wytwórca cukierków Icek Mełamed oraz kuśnierz Jankiel Milchtajch.
  
            W Gęsich sprawkach rewolucję przeprowadziła Magda Gesler. My byliśmy zadowoleni.
        Najedzeni pojechaliśmy do Hrubieszowa. Miasto znajduje się zaledwie 18 km od przejścia granicznego w Zosinie z Ukrainą, a 5 kilometrów w linii prostej przez Bug i jest najdalej  wysuniętym miastem Polski na wschód. Pierwsza wzmianka o Hrubieszowie pochodzi z 1254 roku, jako osadzie wśród lasów, posiadającej dwór myśliwski. W 1366 wraz z całą Rusią Czerwoną  został przyłączony do Polski. Prawdopodobnie w końcu XIV wieku  wzniesiono drewniany zamek, będący siedzibą starosty.  W 1661 r. zamek został zniszczony  przez Tatarów. W 1800 roku wsie dawnego starostwa kupił Stanisław Staszic. W 1816 roku na swoich dobrach założył on fundację ” Towarzystwo Rolnicze Hrubieszowskie”.  Była to pierwsza przed spółdzielcza organizacja  w Europie.  Od początku swego istnienia było miastem wielokulturowym.  Obok Rusinów i Polaków, już od XV wieku osiedlili się tam Żydzi.
     My pierwsze kroki skierowaliśmy do Cerkwi Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny. Pierwsza cerkiew pod tym wezwaniem powstała w Hrubieszowie w latach 20. XVI wieku. Istniejący obecnie  budynek został wzniesiony w latach 1867–1875 z inicjatywy napływowej ludności rosyjskiej.  Zamknięta, po akcji ‚Wisła”, wznowiła działalność już cztery lata później , w 1951 roku  i od tego czasu jest nieprzerwanie czynna. Cerkiew ta jest wyjątkowa, jako jedyna w Polsce ma trzynaście kopuł. Ponoć druga taka znajduje się w Finlandii.

        Nasza ciekawość jednak nie do końca została zaspokojona, bo cerkiew była zamknięta.
Po drugiej stronie ulicy jest zabytkowy barokowy, kościół Świętego Mikołaja. Został wybudowany  w latach 1736 -1766 wraz  z klasztorem dominikanów.   Klasztor  jest połączony z kościołem od strony południowej przejściem zawieszonym nad arkadą.

    
       W środku nie byliśmy. Może to i dobrze, aby z każdego miejsca zapamiętać coś, bo jak będzie tego dużo to i tak się zapomni. Tam była trzynasto kopułowa cerkiew. Nadal pozostaliśmy w centrum Hrubieszowa. Przy ulicy 3 Maja pod numerem 11 znajduje  się zespół dworski Du Chateau. W jego skład wchodzi / według informacji z internetu/ dwór,  obecnie jest to Muzeum, oraz ogród z pierwszej połowy XIX wieku. Dworek Du Chateau swoją nazwę wywodzi od hrubieszowskiej rodziny do której należał. Jej  protoplastą był napoleoński żołnierz. Centralna część dworu została wybudowana na miejscu dawnego hrubieszowskiego zamku w 179 roku. Skrzydła zachodnie i wschodnie około 1860 i 1941 roku. Po wojnie mieściła się w nim placówka NKWD.

      Dworek z frontu części centralnej ma się nie najgorzej, ale na tyły lepiej nie zaglądać. Zresztą pani, która chyba pracuje w budynku w bardzo nieuprzejmy sposób próbowała nas przegonić z zaplecza, kiedy próbowaliśmy szukać wspomnianego w informacjach ogrodu. Tam był po prosty bałagan. Nieopodal dworku stoi budynek z 1920 roku, obecnie siedziba Fundacji Kultury i Przyjaźni Polsko-Francuskiej, założona dzięki staraniom rodziny du Chateau. Budynek ładny, ale bardzo zniszczony.
     Za to ładnie się ma, bo odnowiony, dworek,  plebania wzniesiona w 1746 roku przebudowana na przełomie XIX i XX wieku. Tam  w 1847 roku urodził się Aleksander Głowacki, pisarz i publicysta znany pod pseudonimem Bolesław Prus. Na ścianie plebanii wisi tablica upamiętniająca pisarza.
      Pomnik Bolesława Prusa znajduje się w sąsiadującym z nią parku miejskim. Jest to były ogród plebanii. Było gorąco. Posiedzieliśmy więc trochę w parku i ruszyliśmy do Browaru. Tam mieliśmy zarezerwowany nocleg. Po drodze mijaliśmy kilka starych, drewnianych domów.

     Hotel Browar Sulewski, mieści się w starym ponad 110 letnim budynku po kasynie wojskowym.
     Wchodząc do środka, można poczuć atmosferę małego, rzemieślniczego browaru, a rewitalizowany, zabytkowy obiekt z początków ubiegłego wieku, będący niegdyś wojskowym kasynem, zaprasza w swoje progi zmęczonych, spragnionych i głodnych.


   
             W menu połączono kuchnię Bawarskią i Polską.

   
           Do tego miła obsługa. Pani obsługująca nas w restauracji bardzo rozmowna, na wiadomość o zamkniętej cerkwi, postarała się o numer telefonu do jej gospodarza. Dzięki temu, po umówieniu się na określoną godzinę, syn prawosławnego księdza, przyszedł nam ja otworzyć i przekazał sporo interesujących informacji na jej temat.


        Czekając na wejście do cerkwi, zwróciliśmy uwagę na budynek za płotem.
      Jest to żydowska kamienica „Szalom”, a w niej restauracja  z kuchnią żydowską. Chcieliśmy tam nawet zajść na kolację, ale zaaferowani cerkwią i ciemnością, która nas zastała po wyjściu z niej, zapomnieliśmy. Z drugiej strony mieliśmy też trochę wątpliwości, czy jest czynna. Było jakoś cicho i spokojnie. Teraz czytam, że kamienica została wystawiona na sprzedaż.
Wracając jeszcze do Browaru. Hotel w otoczeniu wojskowych zabudowań, w końcu było to wojskowe kasyno, a za płotem kościół rzymskokatolicki pw. MB Nieustającej Pomocy Budynek  kościoła został wzniesiony w latach 1903-1905, razem z kompleksem koszar wojska rosyjskiego jako cerkiew wojskowa. W 1918 roku  przemianowano ją na kościół katolicki przeznaczony dla stacjonującego wówczas Drugiego Pułku Strzelców Konnych. W 1953 roku został zamknięty i zamieniony na magazyn dla wojska. Nie był remontowany i zaczął niszczeć. Ponownie otwarty po odbudowie w  1982  roku.
  
      Hrubieszów to niewielkie miasteczko. Ważne, że coś o nim wiem, że go poznaliśmy.
/ wrzesień 1017/

Brak komentarzy: