niedziela, 22 kwietnia 2018

Weekend w Jastrzębiej Górze

             To miał być weekend na wypoczynek, ale wcale taki nie był. Zaczęło się od samego wyjazdu. Niepotrzebnie popędzana, wyruszyłam niezadowolona. Czułam się, jakbym moje dziewczyny przedwcześnie wypędziła z domu, a czasu mieliśmy naprawdę dosyć. Co prawda uspokoiłam się w drodze i lepszy humor powrócił. W okolicy Pucka zatrzymaliśmy się na foto.

    
      Do hotelu Astor w Jastrzębiej Górze, otarliśmy około 17 tej. Hotel ma swoje lata, ale pierwsze wrażenie nie było aż takie złe. Widok zachodzącego słońca z naszego okna obejrzeliśmy. Obiadokolacja też nie zła. Coś dla mięsożernych, smakoszy ryb i wegetarian.
      Najgorsze zaczęło się kiedy, chciałam skorzystać z łazienki. Kabina prysznicowa nie nadawała się do tego. Brudu, aż narośnięte z czarną pleśnią czy grzybem. Odrażające. Zresztą umywalka też zakamieniona i brudna. W fugach wokół umywalki można by  coś hodować.  Czysta i pachnąca była tylko pościel w łóżku.


  
      Próbowaliśmy interweniować. Zaproponowano nam inny pokój, nawet apartament, ale tam nie było nic lepiej. Zostaliśmy więc przy swoim. Niestety nie umyłam się tak jak się to powinno zrobić. Brzydziłam się wejść do takiego brodzika. Rano śniadanie i spacer wzdłuż brzegu morza. Było zimno i mglisto. Mgła opadała dając efekt padającej mżawki. Ale spacer był ok.

      Droga powrotna już przez centrum wsi. Jastrzębia Góra to najbardziej wysunięta na północ miejscowość Polski. Począwszy od 1920 r. Jastrzębia Góra stała się popularnym ośrodkiem spotkań wakacyjnych elity, głównie Warszawiacy. Wypoczywali tu między innymi Józef Piłsudski, Ignacy Mościcki, Rydz- Śmigły. O tej porze roku, to uśpiona miejscowość. Wszystko, albo prawie wszystko zamknięte. Ale cukiernia/ piekarnia gdzie można zjeść ciastko i wypić kawę była otwarta. Zabytków do zwiedzania Jastrzębia Góra nie posiada. Przy wejściu do Lisiego Jaru stoi pomnik na pamiątkę powrotu ze Szwecji króla Zygmunta III Wazy.
      Po południu się wypogodziło. Wyszło nawet słońce, więc wybraliśmy się do Rozewia, do latarni morskiej. Chociaż najbardziej wysunięty punkt punkt linii brzegowej Polski znajduje się w Jastrzębiej Górze, uznaje się, że to latarnia w Rozewiu. Na mapach południowego Bałtyku od dawna stanowił ważny punkt nawigacyjny. O Rozewiu wspominano już w XV- wiecznej flamandzkiej locji.W 1696 roku na szwedzkiej mapie zatoki puckiej zaznaczono latarnie morską. Po pierwszym rozbiorze, aż do 1807 roku, pod panowaniem Prus, latarnia nie działała. Ponownie światło zapalono w 1808 roku po kilkunastu katastrofach francuskich jednostek.
  
      Istnieją dwie latarnie: stara i nowa. Stara latarnia, to czynna do dziś latarnia z  1822 roku, poddana dwóm istotnym modernizacjom w 1910  i 1978 roku. Druga, zwana też nową, w latach 1875 do 1910, równocześnie świeciła z czynną „starą” latarnią.
      W latarni znajduje się tablica poświęcona Stefanowi Żeromskiemu, a obok pomnik pisarza.  Legenda budowana przez latarnika Leona Wzorka głosi, ż w latarni powstała powieść St. Żeromskiego ” Wiatr od morza” . Legenda legendą, a powieść powstała niestety w Warszawie, co nie pomniejsza faktu że pisarz bywał w latarni. A to widok z latarni na Hel.
      Dzień minął miło. Łazienkę trochę posprzątano / z największego brudu/, a wieczorem otrzymaliśmy do pokoju chyba jako formę przeprosin owoce.
      W niedzielę znowu był niski pułap chmur i zimno. Moje zbolałe plecy i biodra, możliwe, że po masażu, a może po zbyt intensywnym chodzeniu i nadmierna senność. Wcale nie czułam się wypoczęta. Teraz wszystko się zmieniło. Jednak dobrze, że tam byliśmy.
/ marzec 2017 /

Brak komentarzy: